Kogo nie zachwycił tajemniczy uśmiech Giocondy? Mona Lisa, arcydzieło renesansowego mistrza Leonarda da Vinci, może z pełnym prawem pretendować do tytuły najbardziej znanego obrazu świata. Najbardziej znanego i… najszerzej eksploatowanego. Mona Lisa przez wieki była kopiowana ręcznie, reprodukowana mechanicznie, fotografowana przez setki turystów, parodiowana przez artystów – i nie tylko.

Historia Giocondy

Leonardo, zgodnie z własnym, irytującym zwyczajem, nie spieszył się z malowaniem Giocondy: rozpoczął pracę nad dziełem w 1503 r. i pracował nad nim z przerwami aż do roku 1517. Wielu historyków sztuki uważa, że obraz został zamówiony przez pewnego florenckiego kupca jako portret jego żony – Lisy del Giocondo – chociaż co do tego nie można mieć pewności, ponieważ pełna dokumentacja nie zachowała się. Prawdą jest, że zleceniodawca nigdy nie otrzymał dzieła: Leonardo nie rozstał się z obrazem, aż do swojej śmierci w 1519 r.

Photo: Via Wikimedia Commons Public Domain

Mona Lisa już w XVI w. była cenionym dziełem. W tym czasie powstały jej pierwsze kopie – najsłynniejszą z nich jest rysunek wykonany przez innego giganta renesansu: młodszego od Leonarda o ponad 3 dekady Rafaela Santi. Prawdziwą popularność i status ikony, obraz zdobył jednak dopiero w 1911 r., z powodu sensacji, jaką wywołała jego zuchwała kradzież z paryskiego Luwru (dzieło powróciło na ekspozycję w 1913 r. i od tej pory pozostaje „oczkiem w głowie” muzeum). W gazetach powstało wiele satyrycznych przedstawień Giocondy, zainteresowali się nią także tworzący na początku XX w. artyści. Jej wizerunek sparodiowali m. in. Salvador Dalí, Robert Rauschenberg czy Fernand Leger. Do najpopularniejszych wariacji na temat renesansowego obrazu należy pocztówka z reprodukcją dzieła, na której Marcel Duchamp, klasyk dadaizmu, domalował damie wąsy i zarost i pozostawił niecenzuralny dopisek L.H.O.O.Q. (fonetycznie, po francusku: Ona ma gorący tyłek); a także cykl serigrafii Andy’ego Warhola. Warto także zdać sobie sprawę ze skali, w jakiej obraz jest reprodukowany przez amatorów: codziennie fotografują go setki tysięcy turystów.

Mona Lisa a prawo autorskie

Jak widać, wizerunek Giocondy był przez wieki szeroko eksploatowany. Dlaczego każdy z kopistów, artystów, producentów popularnych gadżetów czy amatorskich fotografów mógł bezkarnie wykorzystywać dzieło Leonarda? Odpowiedź jest prosta: ponieważ 500 lat temu, kiedy artysta malował Monę Lisę, prawa autorskie nie istniały. Każde z powstających wtedy dzieł automatycznie trafiało do domeny publicznej. Tym samym mogło być bez ograniczeń kopiowane w warsztatach artystycznych i poza nimi.

Powstanie nowoczesnej koncepcji prawa autorskiego datuje się na początek XVIII w.: w 1710 r. w Anglii powstało tzw. Statue of Anne. Jednak realną ochronę prawną malarstwo zyskało na początku XIX w. (m. in. we Włoszech), a w niektórych państwach (np. w Holandii) dopiero w XX w.

Brak zabezpieczenia prawnego oznaczał, że każdy, kto miał dostęp do obrazu Leonarda, mógł bezkarnie wykonać jego kopię. Przed erą reprodukcji technicznej, kopiowanie arcydzieł było lukratywnym i stosunkowo łatwym zajęciem dla przeciętnych lub początkujących artystów – nie wymagało kreatywności, tylko rzemieślniczego opanowania warsztatu malarskiego. Stąd popularność takiej formy „twórczości”. Warto zdać sobie sprawę z faktu, że ludzie kopiowali wyroby innych już od prehistorii, a prawa autorskie mają niewiele ponad 300 lat. Wskazuje to na kompletnie inne podejście do dzieła, jakie mieli twórcy w starożytności, średniowieczu, renesansie… Nasza teoria „unikalności” obrazu ma ledwo kilkaset lat – jest to zaledwie czubek góry lodowej myślenia o sztuce!

Z każdą kolejną powstającą kopią, publiczność zdobywała nową szansę na zapoznanie się z koncepcją dzieła – a nie samym dziełem – Leonarda. Z tego powodu doszło do sukcesywnego „odczepienia” obrazu od osoby jego autora, a imię renesansowego mistrza zostało wymazane z pamięci zbiorowej na wieki.

Dziś, żeby zapobiegać bezkarnemu kopiowaniu, każde z powstających dzieł podlega pełnej ochronie prawnej przez 70 lat od śmierci autora; dopiero po upływie tego czasu trafia do domeny publicznej i może być rozpowszechniane.

Przepis na ikonę popkultury

Paradoksalnie, brak ochrony prawnej przyniósł obrazowi wiele korzyści: gdyby nie masowo powstające kopie, dzieło nigdy nie zdobyłoby tak ogromnej popularności, jaką cieszy się dzisiaj. Publiczność przez wieki nie miała dostępu do oryginału, który przechowywany był najpierw w komnatach Wersalu, a później w prywatnej rezydencji Napoleona, by pod koniec XIX w. trafić do Luwru. A jednak, obraz przez cały ten czas istniał w świadomości zbiorowej: stało się to za sprawą jego licznych kopii.

Jak już wcześniej wspomniałam, obraz stał się prawdziwą ikoną popkultury po jego kradzieży z Luwru w 1911 r. Zuchwałego czynu dokonał młody włoski malarz – Vincenzo Peruggia – który w biały dzień zdjął arcydzieło ze ściany muzeum, zwinął je i wyniósł schowane za pazuchą. Zniknięcie obrazu zauważono dopiero po dwóch dniach, co sporo mówi o ówczesnym systemie zabezpieczenia dzieł sztuki. Monę Lisę udało się odzyskać dopiero w 1913 r.; w międzyczasie jej sprawa stała się prawdziwą sensacją prasową, powstało wiele teorii spiskowych dotyczących kradzieży.

Obraz zdobył prawdziwą popularność – pytanie tylko, co tak naprawdę przyciągnęło publiczność? Sam obraz czy może jego koncepcja? Mimo, że przez wiele miesięcy nie można było obejrzeć samej Mony Lisy, tylko miejsce po portrecie, Luwr notował w tym czasie rekordowe liczby odwiedzin. Wtedy też rozpoczęła się trwająca do dziś era gadżetów z wizerunkiem Giocondy. Zaczęło się od pocztówek z jej mechanicznymi reprodukcjami, które na początku 2. dekady XX w. zalały ulice Paryża. Z czasem dołączą do nich znane nam wszystkim koszulki z nadrukami, kubeczki, znaczki pocztowe, karty do gry, zapalniczki, puzzle…

Kolejną sensacją, która ugruntowała status Mony Lisy jako ikony, była próba jej zniszczenia w 1956 r. Po tym wydarzeniu, obraz odbył prawdziwe tournée dookoła świata: po raz pierwszy tak szeroka publiczność miała szansę poznać samo dzieło Leonarda, a nie jego kopie. Gioconda odwiedziła USA, Japonię, Rosję… aby w końcu powrócić do swojego paryskiego domu, gdzie czekała na nią słynna kuloodporna szyba, za którą obraz znajduje się do dziś.

Kto i jak może użyć wizerunku Giocondy?

Photo by Jon Tyson on Unsplash

Wszyscy – historycy sztuki, artyści, amatorzy… – mamy prawo używać wizerunku Mony Lisy. Tak samo, jak mamy prawo używać innych dawnych obrazów, znajdujących się w domenie publicznej. Nie musimy uiszczać za to żadnej opłaty, nie musimy też pytać nikogo o zgodę.

Nie możemy jednak bezpośrednio ściągnąć obrazu ze ściany i wykonać jego kopii – sam obiekt jest własnością Luwru. Teoretycznie, moglibyśmy po zakupieniu biletu usiąść na podłodze w galerii i spróbować ręcznie przekopiować obraz. Jest to jednak płonne marzenie ze względu na tłumy, które codziennie odwiedzają Giocondę. Polityka Luwru zezwala nam na fotografowanie obrazu, jednak wykonane przez nas reprodukcje mogą służyć jedynie do użytku prywatnego.

W celach komercyjnych, możemy skorzystać jedynie z istniejących już kopii, które znajdują się w domenie publicznej. Takie pliki możemy znaleźć w Internecie. Czasem okazuje się to ciężkim zadaniem. Jeśli więc mamy jakiekolwiek podejrzenia co do tego, że używany przez nas plik może być objęty ochroną prawną, powinniśmy spytać jego autora o zgodę na wykorzystanie pliku oraz oznaczyć jego źródło, np. tak: Photo by Jon Tyson on Unsplash

Bibliografia:
1. Isaacson, Leonardo da Vinci, Insignis Media, 2019.
2. Op den Kamp, D. Hunter, A History of Intellectual Property in 50 Objects, Cambridge University Press, 2019. 
Udostępnij