Szampanem uczciliśmy Nowy Rok, żeby kilka dni później, rozpocząć karnawał – od włoskiego carnevele, z łaciny carnem levāreco, czyli „żegnaj mięso”. Dawniej czas maskarad, eleganckich bali na dworach, czy zakrapianych alkoholem potańcówek w wiejskich chałupach, ale także korowodów po ulicach Wenecji czy parad wciąż popularnych w Rio de Janeiro. Współcześnie to okres domówek, balów, fiest i niezliczonych wydarzeń, które wypełniają nasze kalendarze, abyśmy w przyjemnej atmosferze i tanecznym krokiem, tuż po Wielkanocy mogli przywitać wyczekiwaną wiosnę. Imprezujemy nie tylko z powodów historycznych. Biznes zaadoptował zabawę, czy raczej formułę eventu dla celów marketingowych: premiery czy częściej launch produktów, wystawy, targi, konferencje branżowe, kickoff meetingi, wszelkiego rodzaju summity – towarzyszą przedsiębiorcom przez cały rok. Pracodawcy organizują warsztaty kreatywne, kulinarne, zawody sportowe i wyjazdy integracyjne, zabawy terenowe, team buildingi i inne imprezy firmowe po to, by zintegrować pracowników, zachęcić do wydajniejszej współpracy. Słowem: powodów do zabawy jest wiele. A gdzie zabawa tam i własność intelektualna.

Małgorzata Gradek Lewandowska: Kilka dni temu pożegnaliśmy karnawał AD 2025. Korzystając z przerwy w imprezowaniu mogłam poprosić o rozmowę Mirandę Kaźmierczak – CEO & Event Marketing Expert, właścicielkę MIRANDA EVENTS CONSULTING, która na imprezach zna się doskonale, a w szczególności na organizacji, zarządzaniu i nadzorowaniu przedsięwzięć imprezowych wszelkiego rodzaju. Praca Mirandy, to po prostu nieustanna impreza😉 Zakończony karnawał jest pretekstem do tego, aby porozmawiać o tym, jak wygląda organizacja eventów „od kuchni”, a zwłaszcza o tym, ile własności intelektualnej mieści się w eventach.  

Mirando, zanim zaczniemy poszukiwać własności intelektualnej, powiedz proszę, czym zajmujesz się w swojej pracy? Kim jest event manager? Jakie eventy organizujesz?

Miranda Kaźmierczak: Dzień dobry Małgosiu, bardzo mi miło, że mamy okazję się spotkać.

Jeśli chodzi o moją pracę, to zajmuję się organizacją imprez firmowych dla biznesu. Jest to złożony proces, bo to, co widzimy, czyli już samo wydarzenie, jest efektem końcowym.

Ten „efekt wow” często wymaga wielu miesięcy przygotowań. Zaczynamy je zwykle od briefu nadesłanego przez klienta, w którym określa on jakiego rodzaju imprezy potrzebuje, liczbę gości i grupę docelową oraz z czego takie zapotrzebowanie wynika. To jest początek naszej pracy. Po tym, przystępujemy do rozmów, zadajemy pytania, weryfikujemy, dopytujemy o różne kwestie. Jeśli chodzi o eventy, którymi najczęściej się zajmujemy, to są to konferencje, imprezy integracyjne, pikniki firmowe czy też stoiska targowe.

formalności i poufność

MGL: Dla mnie jako prawnika, idealnie byłoby, aby kontrahenci jeszcze przed podjęciem jakiejkolwiek współpracy skonkretyzowali obowiązki każdej ze stron. Po to, aby w przyszłości uniknąć nieporozumień, które oczywiście mogłyby skończyć się w sądzie.

Z drugiej strony domyślam się, że po to, aby zachęcić potencjalnego klienta do zlecenia Ci organizacji eventu, zapewne musisz „zainwestować” we współpracę i przedstawić choćby zarysy planu takiego przedsięwzięcia. Oczywiście rozumiem, że potencjalny klient ma jakieś założenia, oczekiwania, ale Ty wykonujesz pracę koncepcyjną, twórczą, zanim zdecydujecie się na współpracę. Zatem, pojawia się ryzyko wykorzystania tej koncepcji przez podmiot, który może nie zdecyduje się na to, aby finalnie zlecić Ci event.

Wyobrażam sobie też, że jako osoba doświadczona w branży eventowej możesz na wyłączność współpracować z niektórymi podmiotami i masz zapewne zawarte umowy ramowe na organizację eventów, a wówczas poszczególne zlecenia są tylko uszczegółowieniem współpracy i obowiązków. Domyślam się, że część zleceń pojawia się jednak ad hoc bez wcześniejszej umowy ramowej. W związku z tym, czy mogłabyś opowiedzieć jak wygląda kwestia zawierania umów i etapów współpracy z Twojej perspektywy?

MK: Zwykle początkowym etapem jest przetarg, w trakcie którego klient zbiera kilka ofert. Tutaj jedynym zabezpieczeniem tak naprawdę jest zawarcie w ofercie klauzuli, o tym, że jesteśmy „właścicielami” pomysłu, czyli koncepcji kreatywnej (oczywiście, jeśli w ogóle występuje ona w danym przypadku). Jest to ważne, ponieważ często przy organizacji eventów, oprócz koncepcji kreatywnej, czyli samej idei wydarzenia, pojawiają się dodatkowe elementy jak np. key visual, który również często wstępnie przygotowujemy robiąc grafiki. Dochodzi do tego przedstawienie pomysłu na scenografię, a zatem jego wizualizacja. Są to pierwsze elementy kreatywne, które już można i należałoby chronić, ponieważ są one ważną częścią projektu oraz, tak naprawdę tym, czym odróżniamy się od konkurencyjnych ofert.

Dopiero po przedstawieniu tego klientowi podpisujemy właściwą umowę o realizację eventu.

pomysły i utwory

MGL: Pomysły mogą być w różny sposób zaprezentowane. Dopiero prezentacja, opowiedzenie czy opisanie pozwala na ustalenie jaki to pomysł. Jeśli to „ustalenie” spełnia cechy utworu, to jest przedmiotem prawa autorskiego (czyli korzysta z ochrony prawnoautorskiej). Istnieje więc ryzyko, że klient może po otrzymaniu Twojego pomysłu powiedzieć: „to bardzo ciekawy pomysł, ale nie będziemy współpracować” a potem realizować ten pomysł z inną agencją?

MK: Może się tak zdarzyć. I dlatego, tak ważne jest zabezpieczenie pomysłu. To mamy zapisane w umowie powołując się na tajemnicę przedsiębiorstwa i niejawne know-how.

MGL: I słusznie. Dlatego na tym etapie ważne jest podpisywanie NDA, a dopiero po zabezpieczeniu poufności i Twojej wyłączności do pomysłu można przejść do kolejnego etapu współpracy.

A jakie utwory pojawiają się podczas organizacji eventu?

MK: Jest bardzo różnie, to zależy od wydarzenia. Często zdarza się, że np. konferencja jest schematyczna i powtarzalna w samej organizacji. Natomiast po naszej stronie jest to, co ma pojawić się na ekranie, jakieś hasło czy visual. Wymyślamy to często na wstępnym etapie. Nie jest to może pełna realizacja, ale powiedzmy „zajawki” do zaprezentowania klientowi. Potem ubieramy to całościowo w scenografię, aranżację sali czy przestrzeni.

MGL: Tu warto dodać, że te jak nazwałaś „zajawki” też chronione są prawem autorskim, z tego względu, że utwór korzysta z ochrony prawnoautorskiej chociażby postać nieukończoną.

Czyli wówczas, na bazie tego pomysłu, tworzysz utwór np. scenografię czy muzykę bądź oprawę graficzną? Czy zdarza się, że klienci oczekują przeniesienia na nich autorskich praw majątkowych do tak powstałych utworów? Czy może Ty preferujesz pozostawienie sobie furtki na wykorzystanie zrealizowanej wizji w innych przedsięwzięciach?

Zanim odpowiesz na to pytanie pozwól, że podkreślę to, co czasami umyka: umowy dotyczące przenoszenia praw autorskich muszą być zawierane na piśmie i muszą zawierać wymienienie pól eksploatacji. Faktura z adnotacją „przeniesienie praw autorskich na wszystkich polach eksploatacji” nie powoduje przeniesienia praw, jest tylko dokumentem finansowym.

MK: Tak, pilnujemy pisemności umów i poprawnego wymienienia pól eksploatacji😊 Jeśli chodzi o grafików, to tutaj jest to standardem, że oni przenoszą prawa na mnie, a ja przenoszę je na klienta. W przypadku scenografii, jest bardzo różnie, bo nie zawsze scenograf jest pomysłodawcą czy jedynym twórcą scenografii. Często to ja kreuję oprawę wizualną, daję wskazówki co chciałabym zobaczyć. Muszę wtedy uzyskiwać prawa do dalszego przeniesienia na klienta. Chociaż to też często zależy od konkretnej sytuacji. Mam na myśli to, że niektóre elementy scenografii są powtarzalne, a niektóre są na tyle dla mnie atrakcyjne, że nie chcę przenosić praw do nich, bo korzystam z nich w większej liczbie przypadków. Czyli, zwykle prawa związane z konkretnym brandingiem są przenoszone na klienta, natomiast te związane z koncepcją do możliwego wykorzystania z innym brandingiem zostają przy mnie, a jeśli są przenoszone to za wyższym wynagrodzeniem.

prawa i finanse

MGL: Właśnie, a skoro o wynagrodzeniu mowa, to na jakim etapie rozmawiasz o budżecie? To ważne, bo w zależności od tego, jakim budżetem dysponuje klient, tak różny może być rozmach i koszt stworzenia tego eventu, prawda? Czy już na etapie ofertowania próbujesz estymować koszt, czy jest odwrotnie, to klient informuje Cię, jakim budżetem dysponuje? A może jest jeszcze jakiś inny model, np. czy czasami określasz jakieś niezbędne minimum, a potem mówisz, że dodatkowe elementy mogą kosztować więcej? Pytam również dlatego, że bardzo rzadko w umowach widzę nabycie praw własności przemysłowej, która może powstać przy okazji organizacji eventu: hasło reklamowe zaistnieje jako słowny czy muzyczny znak towarowy a fragment scenografii nadaje się na wzór przemysłowy.

MK: Na etapie ofertowania zawsze już pojawia się kosztorys. Nie zawsze jest tak bardzo szczegółowy, ale może być wstępną estymacją. Jeśli klient podaje budżet, to jest to w ogóle najlepsze rozwiązanie, dlatego, że wiemy, w jakim zakresie możemy się poruszać. W organizacji eventów, nic nas w zasadzie nie ogranicza, poza budżetem właśnie. Zatem, jeśli znamy budżet , to rzeczywiście cały pomysł dopasowujemy do tego, co możemy zrobić i jesteśmy w stanie to przeliczyć. Jeśli takiej informacji nie mamy, to przedstawiamy jakąś propozycję i ona też już jest wstępnie wyceniona. Na pewno warto pomyśleć jak wycenimy przeniesienie na klienta praw własności przemysłowej, o tym zapomina się przy okazji regulowania praw autorskich – a to przecież zupełnie dwie różne kwestie.

MGL: Jak zatem istotne jest to, by właściwie oszacować koszt wydarzenia? Czy zazwyczaj uwzględniasz w umowie zakres możliwego odstępstwa od założonego planu finansowego? Czy przedstawiasz opcje?

MK: Tak, od początku mniej więcej wiemy, ile to będzie kosztowało. Jednak pierwsza estymacja budżetu jest zwykle wersją do rozmów, bo ostatecznie koszt może trochę przekroczyć budżet, a może być mniejszy niż zakładaliśmy. Dobrze, jeśli klient umie prowadzić rozmowy i w ogóle podejmuje takie rozmowy z agencją, bo my nie znamy funkcjonowania firmy od środka. Projekty przygotowujemy co prawda na podstawie researchu i na pewnych naszych założeniach, natomiast, gdy przechodzimy do rozmów, to często zdarza się, że z pierwotnych planów powstaje zupełnie inna koncepcja. Przy każdej takiej zmianie, aktualizujemy też budżet. Także uwzględniamy kwestie pozyskania praw jakie później klient może zgłaszać do urzędu patentowego.

MGL: Pozwól, że tutaj wtrącę przypomnienie, bo często zapomniana się o tym. Jeśli negocjujemy wynagrodzenie za korzystanie z wizerunku jakiejś osoby czy korzystanie z fragmentów kreacji, to dobrze by było, aby klient od razu wiedział gdzie będzie umieszczał te materiały, w jaki sposób będzie korzystać z wizerunków. Zwykle inne pieniądze trzeba zapłacić za korzystanie w social mediach klienta w ramach relacji z eventu, a inne, gdy ten sam materiał jest wykorzystywany w kampaniach reklamowych. Warto też zabezpieczyć sobie w umowie np. cenę za przedłużenie okresu korzystania z wizerunku, aby potem nie trzeba było tego wizerunku usuwać 😊

OK, czyli poza budżetem, trzeba ustalić warunki współpracy: terminy, zaangażowanie innych, sposób akceptowania materiałów, odbiory prac. Czy najczęściej pracujesz na umowach dostarczonych przez klienta, czy nie jest to regułą?

MK: Nie, pracujemy na naszej umowie. Pierwsza umowa jest moją umową, naszym wzorem, do którego dostajemy czasami uwagi lub też rozmawiamy o punktach, które się dodaje lub usuwa.

MGL: A może się zdarzyć tak, albo czy miałaś takie doświadczenie, że na jakimś evencie tematycznym pracujesz na materiale, właśnie dostarczonym przez klienta i zmieniasz ten materiał i klient musi to zaakceptować. Na przykład: klient przekazuje Ci jakieś materiały z poprzednich eventów? Pytam dlatego, że w tej sytuacji może mieć miejsce inna konstrukcja prawna: prawa zależne. Zgodnie z art. 2 prawa autorskiego, opracowanie cudzego utworu, np. przeróbka czy adaptacja, którą Ty wykonujesz nie wymaga zgody klienta, ale korzystanie z tak powstałego opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego. I może okazać się, że klient nigdy nie uzyskał prawa korzystania z utworu zależnego od kogoś kto jakiś czas temu ten materiał wykonał dla klienta. Czy miewasz czasami takie sytuacje, że klient dostarcza Ci jakiś materiał?

MK: Tak, zdarzało się, ale to bardziej dotyczyło np. materiałów filmowych z poprzednich wydarzeń, gdzie trzeba było przygotować coś konkretnego. Także przy jubileuszach zdarza się, że wykorzystywane są materiały, które były udostępniane gdzieś wcześniej. Na takie sytuacje też mamy zabezpieczenie w umowie, klauzule w których klient zapewnia, że możemy korzystać z dostarczonych przez niego materiałów. Zatem, to po stronie klienta jest uzyskanie od pierwotnego twórcy zezwolenia na wykonywanie praw zależnych. Idealną sytuacją jest gdy takie zapisy znalazły się w umowie  na etapie tworzenia tych materiałów, trudniej może być to prawo uzyskać później. Brak uregulowania tej kwestii niesie ze sobą ryzyko sporu z poprzednim twórcą.

odpowiedzialność i ryzyko

MGL: A propos przewidywania: przychodzi mi do głowy sytuacja, w której coś się dzieje i nie możesz zrealizować scenariusza, który zaplanowałaś. Może zdarzyć się wypadek losowy: ktoś nie dojedzie z powodów problemów na trasie, może się rozchorować, ale też ktoś może zwyczajnie zbagatelizować to, że powinien coś zrobić w danym terminie albo pojawić się w jakimś miejscu, w którym się umówiliście. Czy na takie ewentualności, na takie sytuacje też zabezpieczasz się w umowach z podwykonawcami? Czy stosujesz np. zobowiązanie do zorganizowania zastępstwa za daną osobę? Pamiętam z naszej kancelaryjnej praktyki przypadek, gdy na event nie stawił się konferansjer i było bardzo nerwowo 😊

MK: Tak, oczywiście, to wszystko jest w umowach i ważne jest to, aby je podpisywać, nie odkładać formalności w ferworze przygotowań. Szczególnie z ludźmi, z którymi pracujemy wiele lat. Zawsze powtarzam, że umowę podpisujemy na złe czasy, nie na dobre, bo w dobrych czasach nikt jej nie potrzebuje.

W każdej umowie pojawiają się postanowienia dotyczące kary umownej, np. za niewykonanie czy nieprzybycie zazwyczaj wymagamy zapłaty 100% umówionej kwoty wynagrodzenia. Oprócz tego oczywiście jest punkt, który mówi o tym, że zapłata tej kwoty nie wyczerpuje roszczeń, bo dla mnie nie jest ratunkiem to, że ktoś mi zapłaci 100% kwoty w ogóle, bo jeśli nie pojawi się na wydarzeniu, a pełni ważną i zauważalną rolę to stanowi to duży problem organizacyjny. Mnie również obowiązują kary umowne i kary za niewykonanie postanowień umowy, które oczywiście obciążają mnie finansowo. Wszyscy pracujemy na swoją wiarygodność, a jedna taka „wpadka” może przekreślić wiarygodność, na którą pracuje się latami.

MGL: To kolejne pojęcie związane z własnością intelektualną: renoma, goodwill, które – co ciekawe – za sprawą art. 43 kodeksu cywilnego możemy chronić jako dobra osobiste też osób prawnych.

MK: Z pewnością jest jedna ze składowych decydująca o konkurencyjności i zaufaniu jakie jest konieczne, aby klient powierzył nam organizowanie eventu. Jednak, nie da się zabezpieczyć przed wszystkim, bo często w umowach czy z prelegentami, czy z artystami jest też zapis o sile wyższej, gdzie w przypadku artysty śpiewającego taką siłą wyższą jest „zwykła” choroba gardła, co przecież trudno jest udowodnić.

Jeśli o chorobie dowiemy się dwa dni wcześniej, to mamy szansę działać. Jeśli wydarzy się wypadek, nie zawsze będzie możliwość, żeby załatwić jakiekolwiek zastępstwo. Na pięć godzin przed eventem może się udać, ale może się też nie udać. Jest to ten element ryzyka, który trzeba niestety brać pod uwagę, że nawet jakbyśmy chcieli nie wiadomo jak zabezpieczyć event, to jest to po prostu niemożliwe. Żeby mieć taką pewność, to powinniśmy mieć na przykład dwóch artystów zarezerwowanych i jak ten główny, który ma wystąpić, nie dojedzie, to wystąpi drugi.

MGL: I każdemu zapłacić.

MK: Zgadza się, a to podraża koszt realizacji i niezwykle rzadko klient decyduje się na tego typu rozwiązania. Prawda jest taka, że nie ma standardów w zabezpieczaniu ryzyka, są to raczej tematy niechętnie poruszane w rozmowach. To sprawia, że nawet najlepiej zaplanowany i przygotowany event zawsze ma w sobie element niewypowiedzianej niepewności i ryzyka aż do momentu zakończenia.  Aczkolwiek takie kryzysowe sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko 😊.

MGL: No dobrze, optymistycznie załóżmy, że celebryta, artysta, influencer, osoba ważna, wokół której oparte jest to wydarzenie jednak przyjeżdża. Przy eventach o większym rozgłosie medialnym, nierzadko klienci wybierają ambasadorów, których jednym z zadań może być promowanie danej marki np. w mediach społecznościowych. Jak wiemy, osoby mające wpływ na społeczeństwo, tj. influencerzy, są zobowiązani do właściwego oznaczania reklam, współprac reklamowych na swoich profilach. Kilka lat temu Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydał szczegółowy poradnik z rekomendacjami dotyczącymi oznaczania tych treści. Czy z uwagi na to, że zajmujesz się całością danego wydarzenia, do Twoich obowiązków, należy też nadzorowanie właściwego i rzetelnego reklamowania eventów przez ambasadorów? Jak wygląda Twoja współpraca z takimi osobami?  

MK: W przypadku eventów wszystkie warunki muszą być zawarte w umowie. W zależności od wydarzenia może to być właśnie współpraca komercyjna – jeśli potrzebujemy promowania lub po prostu zamknięte wydarzenie. Najczęściej „pilnowanie” poinformowania przez influencera o współpracy należy do klienta.

Zdarza się też odwrotna sytuacja, na przykład power speech – osoby występujące same chcą się pochwalić tym, że miały okazję współpracować z jakąś marką, dla nich to też jest nobilitujące. Pokazanie znanej, fajnej marki buduje im wizerunek. Dla nas taka publikacja może być przedwczesna. Dlatego, czasami zawieramy takie postanowienia w umowie, że zanim dany materiał wyjdzie, musi być zaakceptowany przez klienta.

Ważne żeby zwracać uwagę na takie postanowienia w umowach, bo zazwyczaj przedwczesne ujawnienie to nie są celowe działania, tylko przypadkowe. Szczególnie, że w naszej branży jest dużo osób, które pracują na zlecenia, nie są wtajemniczane w całe przedsięwzięcie i nawet nie mają świadomości, że robią coś nie tak. Przecież teraz gdziekolwiek nie jedziemy to wrzucamy relacje, wrzucamy zdjęcie, które jest po prostu fajne, a nie informujące o danym evencie, tylko np. o tym, że …jestem dzisiaj w pracy tu, albo robię to – ale przy okazji w tle widać coś, co nie powinno się w ogóle tam pojawić…

MGL: Czyli tutaj może dojść do jakiejś szkody, której wysokość trudno oszacować ze względu na brak materialnej rzeczy. Jeśli chodzi o problemy mniej wirtualne…co z prawdopodobieństwem fizycznego zniszczenia czegoś w czasie eventu? Jak z Twojej praktyki wygląda kwestia odpowiedzialności za takie szkody?

MK: Są na to dwa rozwiązania. Przede wszystkim polisa OC, co jest po prostu niezbędne, wypadki się zdarzają i warto być na to przygotowanym i przede wszystkim odpowiedzialnym.

Zazwyczaj staram się to rozwiązać rozmową. Pamiętam przypadek, gdy scenografia uszkodziła ekran diodowy. Ostatecznie dwa podmioty umówiły się między sobą, w jaki sposób to rozwiązać.

Natomiast częstsze są uszkodzenia w hotelu spowodowane przez gości. I to mamy z kolei w umowie z hotelem. Procedura jest taka, że hotel musi zgłosić szkodę abyśmy sporządzili protokół. Bardzo ważny jest tutaj czas. Doświadczenie pokazuje, że jeśli hotel zgłasza szkodę późno, już po naszym wyjeździe kiedy nie ma nikogo na miejscu, jest to niełatwe do przeprocesowania, ponieważ zazwyczaj wiąże się to z większymi kwotami i uczestnicy niechętnie się do tych szkód przyznają twierdząc, że szkody były już wcześniej.

MGL: Ok, zakładamy, że szczęśliwie dotarliśmy do końca eventu. Nie wydarzyło się nic złego, wszyscy celebryci się pojawili, klient jest zadowolony i dochodzimy do momentu chwalenia się tym, że organizowałaś taki event, korzystania z fragmentów nagrań z wydarzenia żeby budować swoje portfolio. Jak takie kwestie rozwiązujesz z klientem? Czy stosujesz zapisy w umowach, czy później to negocjujesz? Jak to wygląda?

MK: Jest to jeden z punktów umowy na samym początku, czyli przy podpisaniu umowy o współpracy znajdują się te postanowienia i najczęściej są dwie możliwości: możemy informować o zrealizowaniu danego wydarzenia  albo mamy zastrzeżenie i nie możemy informować publicznie o organizacji eventu ale mogę wykorzystywać materiały w portfolio na tzw. potrzeby wewnętrzne.

sztuczna inteligencja i przyszłość eventów

MGL: Zbliżając się do końca naszego eventu i naszego wywiadu, nie mogę się nie zapytać o sztuczną inteligencję. Czy korzystacie z jakichś narzędzi opartych o sztuczną inteligencję, czy na razie to jest tak, że branża eventowa robi na razie rozpoznanie? Czy sądzisz, że w Waszym przypadku faktycznie taki „bot Miranda” będzie mógł zorganizować event, czy raczej w najbliższym czasie to nie grozi?

MK: Myślę, że trochę jesteśmy na etapie jeszcze badania tych możliwości, ale widzimy zagrożenia. Kiedy nam przygotowanie koncepcji kreatywnej zajmuje czasami kilka dni, sztucznej inteligencji może zająć to kilkanaście minut. Jednak sztuka bycia „dobrym eventowcem” polega na dostosowywaniu się i szukaniu rozwiązań więc z pewnością znajdziemy pomysły i sposób na wykorzystanie rozwiązań oferowanych przez sztuczną inteligencję i implementacja ich pod nasze potrzeby lub zwiększenie możliwości.

Na pewno jest tak, że w umowach z twórcami warto zawierać klauzule, które do tej pory nie były stosowane: oświadczenie o tym, że dana kreacja nie została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. Takie oświadczenia będą coraz bardziej potrzebne, bo z prawnego punktu widzenia, jeżeli ktoś korzysta z jakiegoś kreatora do wytworzenia muzyki czy grafiki, to on nie jest autorem tej muzyki czy grafiki, on tylko jest autorem polecenia (promptu), jakie sztuczna inteligencja dostaje, żeby wygenerować coś. Tutaj zwróciła bym uwagę na to w umowach z artystami, żeby oni jednak oświadczali, że to jest ich osobista praca, a nie praca, którą wygenerowało za nich narzędzie.

Myślę, że jednak na razie byłoby bardzo trudno udowodnić artyście, że coś stworzyła sztuczna inteligencja. Musimy liczyć na uczciwość człowieka, a odpowiednia klauzula chroni nas przed ewentualnym nieuczciwym twórcą.

MGL: Na pewno warto, aby artyści zabezpieczali (utrwalili) proces twórczy, bo teraz będzie odwrotna sytuacja. Tak jak kiedyś trudno było udowodnić to, że coś nie jest autorskie, tak teraz trzeba będzie udowodnić, że jestem autorem i że to nie sztuczna inteligencja wygenerowała.

Mirando, bardzo dziękuję Ci za rozmowę i wspólne poszukiwanie własności intelektualnej w wydarzeniach. Sądzę, że to niezwykle ważne, by event managerowie, podwykonawcy jak i sami klienci mieli świadomość jak wiele kroków w realizacji takich eventów jest uwarunkowanych prawnie. Co więcej prawo nie nakłada wyłącznie obowiązków, ale służy także uregulowaniu i zabezpieczeniu sytuacji prawnej podmiotów uczestniczących w takim przedsięwzięciu. Życzę Ci aby Twoja praca była nieustannym imprezowaniem i zabawą 😊

Udostępnij