e-Doręczenie jest równoważne z wysłaniem listu poleconego lub złożenia dokumentu w siedzibie organu, czy firmy. Usługa e-Doręczenia umożliwi otrzymywanie i wysyłanie korespondencji drogą elektroniczną, bez konieczności korzystania z papierowej wersji dokumentów zarówno pomiędzy podmiotami publicznymi (np. administracją publiczną), jak i niepublicznymi (np. prywatnymi przedsiębiorcami). Warto więc poznać szczegóły tej usługi.
e-Doręczenia to usługa rejestrowanego doręczenia elektronicznego świadczona przez co najmniej jednego dostawcę usług zaufania , czyli sprawdzonego dostawcę usług, wpisanego do rejestru kwalifikowanych usług zaufania. Usługa funkcjonuje w Polsce od 5 października 2021 r. Została wprowadzona ustawą z dnia 18 listopada 2020 r. o doręczeniach elektronicznych.
Usługa będzie udostępniona na dwa sposoby:
Aby móc korzystać z e-Doręczenia konieczne jest posiadanie adresu elektronicznego wpisanego do bazy adresów elektronicznych. Baza adresów elektronicznych (BAE) jest rejestrem publicznym prowadzonym przez ministra właściwego do spraw informatyzacji. Przeznaczona jest do udostępniania adresów do e-Doręczeń wszystkich dostawców działających w Polsce. W ramach BAE przetwarzane są dane, które umożliwiają jednoznaczną identyfikację podmiotu będącego właścicielem danego adresu do doręczeń elektronicznych.
Co ciekawe, adresy będą mogli wyszukiwać tylko użytkownicy korzystający z usługi e-Doręczeń. W systemie prowadzona będzie także ewidencja wszystkich dostawców świadczących usługi rejestrowanego doręczenia elektronicznego.
Docelowo do posiadania adresu e-Doręczeń zobowiązane będą:
Osoby fizyczne, które nie są przedsiębiorcami nie będą zobowiązane do posiadania adresu do e-Doręczeń, ale będą miały możliwość korzystania z e-Doręczeń.
Adres elektroniczny będzie wykorzystywany w każdym procesie administracyjnym, sądowym i cywilnym. Dla osób fizycznych, które nie będą korzystać z adresu elektronicznego podmiot publiczny będzie mógł skorzystać z publicznej usługi hybrydowej. W ramach usługi hybrydowej korespondencja nadana przez podmiot publiczny zostanie przekształcona w postać papierową.
Adres do e-Doręczeń będzie można założyć przez:
W dwóch pierwszych przypadkach adres zostanie założony u publicznego dostawcy e-Doręczeń. Podmioty niepubliczne mogą skorzystać z usług niepublicznego dostawcy e-Doręczeń. Wraz z adresem u publicznego dostawcy usługi zostanie założona skrzynka do e-Doręczeń oraz dostęp do aplikacji e-Doręczenia.
Osoby fizyczne (prywatne) i podmiot publiczny będą korzystać z aplikacji udostępnionej na moj.gov.pl, a przedsiębiorcy – z aplikacji na biznes.gov.pl.
Ważne: Jeżeli jesteś przedsiębiorcą prowadzącym jednoosobową działalność gospodarczą zarejestrowaną w CEIDG ale będziesz chciał posiadać również adres jako osoba fizyczna nie-przedsiębiorca konieczne będzie uzyskanie dwóch adresów do e-doręczeń.
Składając wniosek warto skorzystać z linku https://www.gov.pl/web/gov/uzyskaj-adres-do-e-doreczen-u-publicznego-dostawcy-uslugi-e-doreczen, który po wskazaniu dla jakiego rodzaju podmiotu będzie zakładany adres przekieruje użytkownika do odpowiedniego serwisu.
Jeśli wniosek składany jest w imieniu własnym należy wskazać:
Jeśli wniosek składany jest jako reprezentant (np. spółki) lub pełnomocnik należy wskazać:
Ważne: Po utworzeniu adresu i skrzynki odbiorczej otrzymasz wiadomość z informacją, jak aktywować adres.
Jeśli jesteś przedsiębiorcą
Jeśli nie jesteś przedsiębiorcą, czyli pozostałe osoby fizyczne – prywatne (w ustawie określane jako osoby niepubliczne)
Ważne: Gdy skrzynka będzie aktywna, zostanie przesłana wiadomość e-mail z powiadomieniem. Wtedy można rozpocząć korzystanie ze skrzynki.
Koszty przy korzystaniu z dostawcy publicznego kształtują się w następujący sposób:
Ważne: Koszty przy korzystaniu z dostawy prywatnego należy ustalić u danego dostawcy.
Posiadanie adresu do e-Doręczeń i aktywnej skrzynki łączy się z szeregiem skutków prawnych:
Ważne: Jeżeli jesteś osobą fizyczną pamiętaj o obowiązku przedłużenia wpisu na okres kolejnych 3 lat. Jeżeli nie dokonasz przedłużenia wpisu adresu do doręczeń elektronicznych do BAE, Twój adres zostanie z urzędu wykreślony z BAE, a organy będą kierować do Ciebie wszelką korespondencję w formie papierowej.
Poniżej przedstawione zostały harmonogramy wskazujące od jakiego momentu dane podmioty będą zobowiązane do posiadania adresu elektronicznego i korzystania z e-Doręczeń
Harmonogram dla podmiotów niepublicznych (przedsiębiorcy):
Harmonogram dla podmiotów publicznych:
Wprowadzenie e-Doręczeń zostało uzasadnione jako posiadające szczególnie pozytywny wpływ na działalność mikroprzedsiębiorców oraz małych i średnich przedsiębiorców. Dzięki planowanym zmianom w przepisach prawa mających na celu szerokie dopuszczanie do stosowania doręczeń elektronicznych w wymianie danych z podmiotami publicznymi prowadzenie działalności zostanie ułatwione.[1]. Niewątpliwie e-doręczenia znacząca mogą ułatwić funkcjonowanie nie tylko przedsiębiorcom ale pełnomocnikom, czy obywatelom załatwiającym prywatne sprawy w urzędzie. Możliwość komunikacji w formie elektronicznej zdecydowanie przyspieszy prowadzone postępowań i załatwianie wszelkich spraw, w tym także prowadzenie oficjalnej korespondencji pomiędzy przedsiębiorcami. Jednakże ważne jest, aby system do obsługi e-Doręczeń był odpowiednio przygotowany i nie utrudniał komunikacji za jego pośrednictwem. Mamy również nadzieję, że w raz z pełną cyfryzacją doczekamy się również integracji obecnie mocno rozproszonych systemów, tak, aby te rozwiązania stanowiły rzeczywiste ułatwienie w codziennym funkcjonowaniu.·
Zrównoważona gospodarka cyfrowa oparta na wartościach, redukcja wykluczenia cyfrowego i powszechny dostęp do danych to priorytety Europejskiej Strategii z zakresie Danych, której częścią jest ogłoszony niedawno przez Komisję Europejską projekt Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady zwanego Data Act (Akt w sprawie danych). Zdaniem unijnego projektodawcy, odblokowanie potencjału danych w gospodarce ma przyczynić się do rozkwitu nowoczesnej, acz sprawiedliwej ekonomii, a także ma wspierać zieloną transformację.
W dniu 23 lutego 2022 r. Komisja Europejska opublikowała projekt Rozporządzenia PE i Rady w sprawie zharmonizowanych zasad dotyczących sprawiedliwego dostępu do danych i ich użycia (tzw. Data Act, Akt w sprawie danych)[1], który wraz projektem Rozporządzenia w sprawie zarządzania danymi (tzw. Data Governance Act) ma wdrażać tzw. Europejską Strategię w zakresie Danych.
Przypomnijmy, że w lutym 2020 r. Komisja ogłosiła dwa filary ogólnie rozumianej unijnej strategii cyfrowej, tj. Białą Księgę w sprawie sztucznej inteligencji oraz Europejską Strategię w zakresie Danych.[2]
W Białej Księdze Komisja zapowiedziała stworzenie m.in. ram prawnych dla rozwoju sztucznej inteligencji.[3] Dzisiaj wiemy już, że zapowiedź ta znalazła wyraz w szczególności w projekcie Rozporządzenia ustanawiającego zharmonizowane przepisy dotyczące sztucznej inteligencji (Akt w sprawie sztucznej inteligencji), o którym pisaliśmy tutaj.
Prawo sztucznej inteligencji stanowione na poziomie unijnym to paradygmat, który został zaprezentowany przez Komisję jako warunek pewności prawa mogącego skutecznie wpierać rozwój technologii na wspólnym rynku. Jak czytamy w Białej Księdze, “Wspólne europejskie podejście do sztucznej inteligencji jest konieczne do osiągnięcia wystarczającej skali i uniknięcia rozdrobnienia jednolitego rynku. Wprowadzenie inicjatyw krajowych może zagrozić pewności prawa, osłabić zaufanie obywateli i uniemożliwić powstanie dynamicznego przemysłu europejskiego.” [4]
Drugą podstawą unijnej strategii cyfrowej ma być właśnie Europejska Strategia w zakresie Danych[5], a środkami jej realizacji są ogłoszone projekty dwóch wyżej wspomnianych, mających uzupełniać się aktów prawnych. W dzisiejszym wpisie skupimy się na jednym z nich, tj. na Data Act (Akcie w sprawie danych).
Wiemy, że w projektach data science, w tym z zakresu sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego, duża ilość dobrej jakości danych jest kluczowa. Na początku pracy nad projektem stajemy przed pozornie trywialnym, lecz podstawowym pytaniem: skąd wziąć dane….? A jeśli już wiemy, skąd je wziąć, to, czy i jak wolno nam je wykorzystać…? Projektowany Akt w sprawie Sztucznej Inteligencji, w aktualnie planowanym brzmieniu, miałby nawet nakładać na wdrażających systemy AI wysokiego ryzyka szczegółowe obowiązki dotyczące m.in. adekwatności, jakości danych, czy prawidłowego nimi zarządzania.
W zaadresowaniu powyższych zagadnień, przedstawicielom branży technologicznej pomagają prawnicy. O wykorzystaniu przez systemy AI danych osobowych pisaliśmy tutaj. Jednak dane osobowe mogą być tylko jednym z wielu elementów skomplikowanej układanki, jaką jest zagadnienie danych w projekcie AI/ML. Ocena prawnej dostępności danych dla projektu może okazać się niezbędna, ponieważ różne mogą być reżimy prawne, którym podlegają dane, a w konsekwencji, różne możliwości ich wykorzystania. Potrzebne nam dane mogą stanowić np. chronioną bazę danych sui generis, utwory objęte prawem autorskim, czy wizerunki osób.
W powyższym kontekście warto odnotować zapowiedzi projektodawcy, że Akt w sprawie danych ma zwiększyć społeczny potencjał danych w gospodarce poprzez umożliwienie sprawowania kontroli jak największej liczbie użytkowników nad generowanymi przez nich danymi, a także przez zwiększenie dostępności danych na rynku i swobodny przepływ danych.[6]
Co równie istotne, to deklaracja zakorzenienia projektu Aktu w sprawie danych w podstawowych wartościach europejskich. Jeszcze w lutym 2020 r., ogłaszając Europejską Strategię w zakresie Danych, Komisja zapowiadała, że prace UE wspierające rozwój technologii będą skupione wokół trzech głównych celów odzwierciadlających europejskie wartości: technologii służącej człowiekowi, uczciwej i konkurencyjnej gospodarki oraz otwartego i demokratycznego społeczeństwa rozwijającego się w zrównoważony sposób.[7] Po dwóch latach, w tekście opublikowanym w związku z ogłoszeniem projektu Aktu w sprawie danych ponownie wybrzmiało, że celem Europejskiej Strategii Danych jest umieszczenie ludzi w centrum rozwoju technologii oraz ochrona i promocja europejskich praw i wartości w świecie cyfrowym.[8] W uzasadnieniu samego projektu aktu możemy z kolei przeczytać, że dane są kluczowe nie tylko dla gospodarki cyfrowej, ale także dla transformacji ekologicznej. Komisja dostrzega, że mimo coraz większej ilości generowanych danych, większość jest nieużywana lub pozostaje skoncentrowana w rękach kilku dużych graczy rynkowych. Niskie zaufanie, sprzeczne interesy ekonomiczne lub przeszkody technologiczne nie pozwalają na uwolnienie pełnego potencjału innowacyjnych usług opartych na danych. Kluczowe jest odblokowanie owego potencjału, poprzez ułatwienie wtórnego korzystania z danych i poprzez usuwanie barier rozwoju gospodarki informacyjnej zgodnej z wartościami. Jednocześnie, należy realizować misję niwelowania wykluczeń cyfrowych, tak, aby każdy mógł korzystać ze stworzonych możliwości. (…)[9]
W sferze normatywnej projekt Aktu w sprawie danych obejmuje zaś w szczególności następujące zagadnienia[10]:
Podobnie jak w przypadku projektowanego Rozporządzenia w sprawie sztucznej inteligencji, również dopiero stosowanie Aktu w sprawie danych w praktyce (jak i Aktu w sprawie zarządzania danymi –Data Governance Act – któremu przyjrzymy się bardziej szczegółowo kolejnym wpisie), pokaże, czy planowana regulacja przełoży się na dynamiczny rozwój sprawiedliwych i godnych zaufania nowoczesnych technologii oraz umożliwi swobodnych przepływ danych. Nie można wykluczyć, że po tej stronie rynku danych, która na gruncie Aktu w sprawie danych będzie zobowiązana w zakresie udostępniania danych, niektóre przepisy wywołają poczucie zwiększenia obciążeń regulacyjnych.
Spółki kapitałowe, czyli spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, proste spółki akcyjne oraz spółki akcyjne, z chwilą wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego uzyskują osobowość prawną. Spółka kapitałowa samodzielnie, całym swoim majątkiem odpowiada za swoje zobowiązania. Od momentu uzyskania przez spółkę kapitałową osobowości prawnej wspólnicy lub akcjonariusze nie odpowiadają za zobowiązania spółki. Jest to jedna z podstawowych zasad dotyczących spółek kapitałowych, które jak sama nazwa wskazuje, oparte są na kapitale na nie na substracie osobowym, czyli wspólnikach spółki. Jest to także jedna z przyczyn, dla których spółki kapitałowe są tak często wybieraną formą prowadzenia działalności gospodarczej. Trzeba jednak pamiętać, że odpowiedzialność spółki jako osoby prawnej nie wyłącza odpowiedzialności osób fizycznych, które zajmują się prowadzeniem spraw spółki, czyli zarządzają spółką, kierują nią.
Dla przypomnienia: każda osoba prawna działa przez swoje organy. Organem uprawnionym do prowadzenia spraw spółki kapitałowej oraz reprezentacji spółki kapitałowej jest zarząd[1]. Prawo członka zarządu do prowadzenia spraw spółki i jej reprezentowania dotyczy wszystkich czynności sądowych i pozasądowych spółki. Prawa członka zarządu do reprezentowania spółki nie można ograniczyć ze skutkiem prawnym wobec osób trzecich. Zarząd jest powoływany i odwoływany przez zgromadzenie wspólników (w spółkach z o.o.) albo radę nadzorczą (w P.S.A. i S.A.).
We wszystkich typach spółek kapitałowych, członkowie zarządu ponoszą odpowiedzialność wobec spółki za prowadzenie spraw spólki, ale istnieją również przypadki odpowiedzialności członków zarządu wobec osób trzecich, w tym wierzycieli spółki.
W tym wpisie skupimy się na omówieni problematyki odpowiedzialności członków zarządu za zobowiązania spółki w przypadku, gdy egzekucja prowadzona wobec spółki okaże się bezskuteczna.
Poniże ustalenia nie dotyczą spółek osobowych (spółek jawnych, partnerskich, komandytowych, komandytowo – akcyjnych) a także spółek akcyjnych.
Odpowiedzialność członków zarządu spółki z o.o. została uregulowana m.in. w art. 299 § 1 ustawy – Kodeks spółek handlowych (ksh). Zgodnie z tym przepisem, jeżeli egzekucja przeciwko spółce okaże się bezskuteczna, członkowie zarządu odpowiadają solidarnie za zobowiązania spółki. Czyli za długi spółki.
Tożsama regulacja została zamieszczona w art. 300132 ksh i dotyczy odpowiedzialności członków zarządu prostej spółki akcyjnej.
Natomiast wobec braku zamieszczenia analogicznej regulacji w przepisach w tytule III, dziale II ksh dotyczącym spółki akcyjnej omówienie odpowiedzialności zarządu na wskazanych zasadach nie będzie dotyczyć spółki akcyjnej, co nie oznacza, że zarząd spółki akcyjnej nie ponosi żadnej odpowiedzialności za zobowiązania spółki w przypadku bezskuteczności egzekucji prowadzonej przeciwko spółce.
Wspólna odpowiedzialność członków zarządu na podstawie art. 299 ksh jest odpowiedzialnością na zasadzie solidarności. Solidarna odpowiedzialność istnieje pomiędzy członkami zarządu, a nie pomiędzy członkami zarządu a spółką. Spółka nadal jest podmiotem zobowiązanym. Wobec tego, w przypadku zaspokojenia wierzyciela przez członków zarządu następuje wstąpienie w prawa spłaconego wierzyciela (art. 518 § 1 pkt 1 kc). Natomiast członkom zarządu nie przysługuje prawa żądania zwrotu wysokości uiszczonego roszczenia w związku z tym, że z chwilą wykonania zobowiązania solidarność pomiędzy członkami zarządu ustaje.
Już na etapie ustalenia, kto ponosi odpowiedzialność za zobowiązania spółki i jak należy rozumieć sformułowanie „członek zarządu” na gruncie omawianej regulacji pojawia się wiele trudności. Należy przyjąć, że odpowiedzialność na podstawie art. 299 ksh i art. 300132 ksh:
Zakres odpowiedzialności nie jest ograniczony do określonego charakteru zobowiązań. To oznacza, że członkowie zarządu ponoszą odpowiedzialność zarówno za zobowiązania spółki o charakterze cywilnoprawnym jak i publicznoprawnym. Odpowiedzialność za zobowiązania publicznoprawne może być modyfikowana przepisami szczególnymi, np. na podstawie art. 116 § 1 ordynacji podatkowej za zaległości podatkowe spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w organizacji, prostej spółki akcyjnej, prostej spółki akcyjnej w organizacji, spółki akcyjnej lub spółki akcyjnej w organizacji odpowiadają solidarnie całym swoim majątkiem członkowie jej zarządu, jeżeli egzekucja z majątku spółki okazała się w całości lub w części bezskuteczna, a członek zarządu:
Odpowiedzialność członków zarządu obejmuje zaległości podatkowe z tytułu zobowiązań, których termin płatności upływał w czasie pełnienia przez nich obowiązków członka zarządu, oraz zaległości powstałe w czasie pełnienia obowiązków członka zarządu.
Z bezskutecznością egzekucji będziemy mieć do czynienia w przypadku, gdy w ramach prowadzonej egzekucji komornik wyda postanowienie stwierdzające brak skuteczności w prowadzeniu egzekucji wobec spółki. Jednakże nie jest to jedyny sposób spełnienia przesłanki bezskuteczności. Bezskuteczność egzekucji będzie mieć także miejsce, gdy:
Również rodzaj egzekucji nie będzie mieć znaczenia dla wykazania bezskuteczności egzekucji. Bezskuteczność egzekucji może dotyczyć przeprowadzenia nieskutecznej egzekucji administracyjnej.
Dodatkowo wskazuje się, że np. posiadanie przez wierzyciela wiedzy, że spółka nie posiada żadnego majątku może uwiarygadniać niecelowość wszczęcie egzekucji, a takie działanie może wiąże się z obarczeniem wierzyciela kosztami, w tym kosztami oczywiście niecelowego wszczęcia postępowania egzekucyjnego, uregulowanymi w art. 30 ustawy o kosztach komorniczych. Przy czym należy stwierdzić, że taka kwalifikacja działania wierzyciela byłaby sprzeczna z celem wprowadzenia tego przepisu.
Pociągnięcie członków zarządu spółki do odpowiedzialności określonej w art. 299 ksh wymaga wytoczenia przeciwko członkom zarządu powództwa o zapłatę. Nie jest możliwe uzyskanie tytułu wykonawczego przeciwko członkom zarządu na podstawie tytułu egzekucyjnego przeciwko spółce oraz art. 788 kpc. Jeżeli członkowie zarządu nie uregulują dobrowolnie należności na rzecz wierzyciela, wierzyciel zobowiązany jest do uzyskania wyroku sądu nakazującego zapłaty członkom zarządu określnej kwoty, a następnie zaopatrzenie tego wyroku w klauzulę wykonalności celem wszczęcia postępowania egzekucyjnego.
Pozew należy skierować do właściwego sądu. Zgodnie z art. 4582 § 1 pkt 3 kpc sprawami gospodarczymi są sprawy dotyczące roszczeń, o których mowa w art. 291-300 ksh, czyli roszczenia z art. 299 ksh. Wobec tego właściwym do rozpoznania sprawy przeciwko członkom zarządu o zapłatę będzie sąd gospodarczy (wydział gospodarczy sądu powszechnego).
W celu ustalenia czy właściwy do rozpoznania sprawy jako sąd I instancji będzie sąd rejonowy czy sąd okręgowy należy posłużyć się art. 17 pkt 4 kpc. Zgodnie z zasadami tam zawartymi, do właściwości sądów okręgowych należą sprawy o prawa majątkowe, w których wartość przedmiotu sporu przewyższa siedemdziesiąt pięć tysięcy złotych. W przypadku wartości przedmiotu sporu równej lub niższej 75 tysięcy złotych, zgodnie z art. 16 § 1 kpc właściwy będzie sąd rejonowy.
Właściwość miejscowa sądu będzie ustalana w oparciu o art. 27 kpc, czyli zgodnie z miejscem zamieszkania pozwanego członka zarządu. Jeżeli wierzyciel będzie pozywał kilku członków zarządu, którzy będą mieszkali w okręgach różnych sądów, właściwość miejscowa będzie ustalana zgodnie z art. 43 § 1 kpc. Zgodnie z tym przepisem, jeżeli powództwo wytacza się przeciwko kilku osobom, dla których według przepisów o właściwości ogólnej właściwe są różne sądy, wybór między tymi sądami należy do powoda.
Zgodnie z art. 299 § 2 ksh (i odpowiednio 300132 § 2 ksh) członek zarządu może się uwolnić od odpowiedzialności z zobowiązania spółki w przypadku bezskutecznej egzekucji przeciwko spółce, jeżeli wykaże, że:
Ponadto, członkowie zarządu nie ponoszą odpowiedzialności za niezłożenie wniosku o ogłoszenie upadłości w czasie, gdy prowadzona jest egzekucja przez:
jeżeli obowiązek złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości powstał w czasie prowadzenia egzekucji.
Kwestię obowiązku złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości regulują art. 10 i art. 11 ustawy – Prawo upadłościowe (pr. up.).
Upadłość ogłasza się w stosunku do dłużnika, który stał się niewypłacalny. Natomiast dłużnik jest niewypłacalny, jeżeli utracił zdolność do wykonywania swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych. Domniemywa się, że dłużnik utracił tę zdolność, gdy:
Członkowie zarządu są zobowiązani dołożyć należytej staranności, aby nie dopuścić do powstania zobowiązań spółki, których nie będzie mogła realizować. W przypadku, gdy dojdzie już do takiej sytuacji, członkowie zarząd mają obowiązek podjęcia działań minimalizujących straty wierzycieli. Oznacza to, że by uniknąć odpowiedzialności członek zarządu powinien złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości spółki w odpowiednim czasie. Termin na to działanie, co do zasady, wyznacza art. 21 ust. pr. up. i dłużnik jest obowiązany, nie później niż w terminie 30 dni od dnia, w którym wystąpiła podstawa do ogłoszenia upadłości, zgłosić w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości. Członek zarządu zostanie także zwolniony od odpowiedzialności, gdy w tym czasie wydano postanowienie o otwarciu postępowania restrukturyzacyjnego albo o zatwierdzeniu układu w postępowaniu w przedmiocie zatwierdzenia układu.
Dana osoba uwolni się od odpowiedzialności także, jeżeli wykaże, że w czasie pełnienia przez nią funkcji członka zarządu, nie zachodziły przesłanki do złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości.
Co istotne odpowiedzialność członka zarządu opiera się na domniemaniu winy. Członek zarządu może uwolnić się od odpowiedzialności, wykazując brak winy.
Omawiana regulacja wyłącza odpowiedzialność członka zarządu, jeżeli nawet pomimo podjęcia przez członka zarządu we właściwym czasie wymaganych działań (zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości lub wydania postanowienia o otwarciu postępowania restrukturyzacyjnego albo zatwierdzenia układu w postępowaniu w przedmiocie zatwierdzenia układu) wierzyciel nie uzyskałby zaspokojenia swoich wierzytelności.
Poza wskazanymi powyżej włączeniami odpowiedzialności członka zarządu, członek zarządu może także w trakcie procesu wykazywać, że zobowiązanie spółki nie istnieje, bo np. wygasło w wyniku jego wykonania, potrącenia albo odnowienia. Oznacza to także, że członkowie zarządu spółki mogą podnosić zarzuty przysługujące spółce wobec wierzycieli, a z których to spółka nie skorzystała.
Natomiast w omawianym postępowaniu wierzyciel nie musi więc udowadniać powstania stanu wymagalności dochodzonego roszczenia w czasie pełnienia przez pozwanych członków zarządu ich obowiązków, ani wierzyciel nie jest zobowiązany do wykazywania powstania takich należności w okresie pełnienia przez pozwanych funkcji członków zarządu w spółce.
Wskazane wyłączenie odpowiedzialności członka zarządu (zgodnie z art. 300 ksh oraz art. 300134 ksh nie naruszają praw wspólników lub akcjonariuszy oraz osób trzecich do dochodzenia naprawienia szkody na zasadach ogólnych.
Stanowisko wydane przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji (KRRiT) 12 stycznia 2022 r. wywołało niemałe poruszenie wśród części prowadzących aktywnie swoje kanały np. w serwisie YouTube czy zamieszczających materiały wideo w innych serwisach. Powodem tego było bezpośrednie wskazanie przez KRRiT m.in. YouTuberów jako dostawców audiowizualnych usług medialnych na żądanie (ang. Video on Demand, VOD), a więc podmiotów zobowiązanych do dokonania zgłoszenia swoich usług do wykazów prowadzonych przez Przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – a co się z tym łączy, także zobowiązanych do odprowadzenia odpowiednich opłat. Jednak nie każdego aktywnego użytkownika YouTube i nie wszystkich twórców treści wideo będzie dotyczył obowiązek rejestracji w wykazie.
Prowadzisz aktywnie kanał na YouTube lub na innej platformie udostępniania wideo lub zastanawiasz się nad założeniem go, ale nie wiesz, czy obejmą Cię omawiane obowiązki? Dowiedz się więcej z naszego artykułu!
Choć komunikat KRRiT wywołał spore emocje, sama Ustawa o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy o kinematografii (Dz.U. z 2021 r., poz. 1676) pochodzi jeszcze z 11 sierpnia 2021 r., zaś w życie weszła z dniem 1 listopada 2021 r., a niektóre przepisy z dniem 1 stycznia 2022 r. Nowelizacja ta rozszerzyła katalog podmiotów dostarczających audiowizualne usługi medialne na żądanie, zobowiązanych do zgłoszenia w celu dokonania wpisu do prowadzonego przez KRRiT wykazu dostawców audiowizualnych usług medialnych. Wśród podmiotów tych wyszczególniono bowiem platformy udostępniania wideo (ang. Video Sharing Platform, VSP), jaką jest np. YouTube, co utwierdziło wiele osób prowadzących działalność w tym serwisie w przekonaniu, że regulacje obejmą także wiele z kanałów zamieszczonych na tej popularnej stronie. Dodatkowym problemem, który pojawił się w związku z datą publikacji komunikatu, był fakt, że obowiązek rejestracji należało dokonać do 1 lutego 2022 r.
Pełna treść komunikatu znajduje się tu: Obowiązek zgłoszenia o wpis do wykazów dla dostawców VSP i VOD – Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – Portal Gov.pl (www.gov.pl)
Skąd jednak ten nagły pomysł na rejestr dostawców audiowizualnych usług medialnych oraz dostawców platform udostępniania wideo? Wbrew pozorom obowiązek ten nie jest nowy konceptem, a omawiana regulacja wynika z implementacji dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/1808 z 14 listopada 2018 r. w sprawie koordynacji niektórych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych państw członkowskich dotyczących świadczenia audiowizualnych usług medialnych (dyrektywa 2018/1808). Dyrektywa wskazuje na konieczność zgłaszania usług do wykazów organów regulacyjnych mediów przez twórców publikujących audiowizualne treści na platformach wideo, takich jak YouTube, TikTok, Vimeo, Twitch czy Facebook[1]. Uzasadnieniem ma być to, że zdaniem prawodawcy platformy VSP stanowią faktycznie konkurencję do usług nadawców telewizyjnych.
We wstępie dyrektywy podkreślono, że:
„Usługi platformy udostępniania wideo, dostarczają treści audiowizualne, które są coraz bardziej dostępne dla ogółu odbiorców, zwłaszcza młodzieży. Tak samo jest w przypadku serwisów społecznościowych, które stały się ważnym medium wymiany informacji oraz służącym rozrywce i edukacji, poprzez umożliwienie dostępu do audycji oraz do wideo tworzonych przez użytkownika. Te serwisy społecznościowe powinny zostać objęte zakresem dyrektywy (..) ponieważ ich dostawcy konkurują o tych samych odbiorców i o te same przychody co audiowizualne usługi medialne. Ponadto mają one dużą siłę oddziaływania, gdyż umożliwiają użytkownikom łatwe kształtowanie i wpływanie na opinie innych użytkowników. Dlatego w celu ochrony małoletnich przed szkodliwymi treściami, a wszystkich obywateli przed nawoływaniem do nienawiści, przemocy i terroryzmu usługi te należy objąć zakresem dyrektywy, o ile spełniają kryteria definicji usługi platformy udostępniania wideo”.
Zgodnie z art. 47ca ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji dostawca audiowizualnych usług medialnych na żądanie dokonuje zgłoszenia o wpis do wykazu prowadzonego w systemie teleinformatycznym zapewniającym bezpieczeństwo danych osobowych w nim przetwarzanych zgodnie z zasadą integralności i poufności przez Przewodniczącego Krajowej Rady nie później niż 14 dni przed dniem rozpoczęcia jej udostępniania publicznego.
Zgłoszenie zawiera informacje:
Wykaz audiowizualnych usług medialnych na żądanie dostępny jest pod linkiem:
https://www.gov.pl/web/krrit/lista-dostawcow-audiowizualnych-uslug-medialnych-na-zadanie.
Natomiast wzór zgłoszenia o wpis do wykazu dostępny jest w Rozporządzeniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z dnia 21.10.2021 r.
VoD, ang. Video on demand to audiowizualna usługa medialna na żądanie. VSP, ang. Video Sharing Platform to platforma udostępniania wideo (TikTok, YouTube). Nie każda osoba udostępniająca materiały wideo na platformie platformie udostępniania wideo będzie automatycznie dostawcą usługi VoD, niemniej dostawca VoD może świadczyć swoje usługi przy wykorzystaniu platform udostępniania wideo.
Żeby ustalić, jakie podmioty mieszczą się w dyspozycjach norm dyrektywy 2018/1808 oraz ustawy o radiofonii i telewizji, należy rozważyć, czym są audiowizualne usługi medialne na żądanie.
Zgodnie z art. 4 ust. 6a ustawo o radiofonii i telewizji audiowizualną audiowizualną usługą medialną na żądanie jest usługa medialna:
Natomiast uzasadnienie do projektu ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji precyzuje, że aby dana działalność została uznana za audiowizualne usługi medialne na żądanie i tym samym była objęta obowiązkiem zgłoszenia, poniższe przesłanki muszą zostać spełnione kumulatywnie (łącznie):
Analiza powyższego potwierdza wnioski ujęte w komunikacie, że za audiowizualne usługi medialne na żądanie mogą być uznane usługi świadczone przy wykorzystaniu platform udostępniania wideo np. przez kanały oferowane na platformie YouTube, ale samo udostępnianie przez użytkowników i twórców treści wideo, nawet za pomocą platformy VSP, nie wystarcza do uznania go za dostawcę udostępniającego audiowizualne usługi medialne na życzenie.
Nie powinno zatem budzić wątpliwości, że obowiązek rejestracji w KRRiT nie dotyczy osób prowadzących kanały na YT hobbystycznie, niezarobkowo. Tak samo, zwolnione z tego obowiązku są firmy zamieszczające krótkie materiały wideo, np. reklamy swoich produktów oraz osoby udostępniające na YT materiały dźwiękowe zawierające nieruchomy obraz, nawet jeśli felietony czy wywiady takie miałyby profesjonalny, konkurencyjny dla telewizji charakter.[3]
Czego obawiają się najbardziej podmioty obowiązane do dokonania wpisu do rejestru? Otóż obowiązek rejestracji rodzi szereg technicznych wymogów, które będzie musiał spełnić zobowiązany, przewidzianych na gruncie ustawy o radiofonii i telewizji. Warto jednak zaznaczyć, że nie wszystkie wymogi będą dotyczyły każdego dostawcy udostępniającego audiowizualne usługi medialne.
Wśród tych wymogów można wymienić m.in.:
i wreszcie:
Warte podkreślenia wydaje się, że KRRiT może w drodze rozporządzeń zwolnić dostawców poszczególnych usług lub same usługi z ww. obowiązków. Rada ma również możliwość obniżenia zakładanego progu procentowego widowni i choć jeszcze nie doszło do ustalenia konkretnych regulacji, rozmowy na ten temat trwają.[5]
Ustawa o radiofonii i telewizji przewiduje dwa typy odpowiedzialności za brak wpisu do rejestru:
YouTube nie jest w obecnej formie przystosowany do spełniania kryterium odpowiedniego oznaczania treści czy stosowania udogodnień dla osób z niepełnosprawnościami i w wielu przypadkach nie ma narzędzi do wprowadzenia zmian w już zamieszczonych filmikach, co sprawia dodatkową funkcjonalną trudność.[7]
Wobec skali osób publikujących materiały wideo w serwisie YouTube i braku odpowiednich przepisów technicznych, trudno jest wyobrazić sobie mechanizm ścigania tych, którzy nie zgłosili prowadzenia swojej działalności do KRRiT. Zgodnie z założeniami, do zadań KRRiT będzie należało przekazywanie wykazu dostawców VoD do PISF, dzięki czemu PISF będzie mógł dokonać identyfikacji potencjalnych „podatników”. W jaki jednak sposób organizacja ta będzie w stanie ustalić liczbę użytkowników danego kanału w konkretnym roku – nie wiadomo, gdyż nie są to obecnie dane dla PISFu dostępne.[8]
Dodatkowo, wskazuje się, że grupa, którą starano się objąć znowelizowanymi przepisami jest na to zbyt różnorodna. Wśród twórców treści wideo są przecież zarówno profesjonaliści, jak i tysiące amatorów, hobbystów i osób, dla których przychody z działalności internetowej stanowią jedynie dodatek do podstawowej działalności lub sposób finansowania pasji, którą dzielą się w Internecie. Swoją opinię na ten temat wyraził Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO) prof. Marcin Wiącek, stwierdzając, że „nałożenie na twórców szczególnie trudnych do zrealizowania obowiązków może stanowić naruszenie wolności słowa oraz wolności twórczości artystycznej zagwarantowanej w Konstytucji oraz innych aktach normatywnych”. W związku z tym RPO wezwał Krajową Radę Radiofonii i Telewizji do odniesienia się do zgłaszanych przez środowiska internetowych twórców wątpliwości.[9]
Jeśli jesteś przedsiębiorcą udostępniającym materiały wideo na życzenie i działalność prowadzona przez Ciebie przy użyciu platform udostępniania video wpisuje się, Twoim zdaniem, w założenia omawianej nowelizacji – rozważ wpisanie się do rejestru prowadzonego przez Przewodniczącego KRRiT! Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości dotyczące omawianych przepisów lub szukasz kancelarii, która zapewni kompleksową obsługę prawną w celu ochrony treści , które prezentujesz wmediach społecznościowych – napisz do nas!
Ulga B+R nie dotyczy (jak czasami błędnie się przyjmuje) wyłącznie przedsiębiorców posiadających wysoko wyspecjalizowane laboratoria opracowujące przełomowe wynalazki, czy ściśle współpracujące ze środowiskami naukowymi. Ulga B+R dotyczy także usprawniania dotychczasowych produktów i procesów, przy czym usprawnienia te nie muszą posiadać cech nowości w skali kraju czy świata, ale mają być nowymi rozwiązaniami wprowadzanymi w danym przedsiębiorstwie. Usprawnieniami mogą być zmiany receptur produktów spożywczych, usprawnienia maszyn, poszukiwanie zastosowania nowych materiałów do produkowanych wyrobów, zwiększenie automatyzacji procesów i produkcji, ale także rozwój produktów informatycznych w postaci rozwoju oprogramowania czy nawet elementów gier komputerowych.
Do rozmowy zaprosiliśmy mecenasa Piotra Karwata z kancelarii Radzikowski, Szubielska i Wspólnicy sp.j. specjalizującego się w prawie podatkowym.
Chcemy nieco „odczarować” postrzeganie tej ulgi. Wydaje się, że skorzystanie z tej optymalizacji podatkowej jest możliwe dla wielu naszych klientów: nie tylko tych, którzy patentują swoje rozwiązania, ale także tych, którzy wprowadzają nowe opakowania i chronią je wzorami przemysłowymi, a także tych, którzy stawiają na automatyzację, tworzą nowe aplikacje czy narzędzia e-commerce.
Małgorzata Gradek Lewandowska: Piotrze, porozmawiajmy o uldze na działalność badawczo-rozwojową, która uprawnia do dodatkowego odliczenia od podstawy opodatkowania części wydatków poniesionych na działalność badawczo-rozwojową (B+R), zaliczonych uprzednio do kosztów uzyskania przychodów.
Ulga ta była dostępna od kilku lat, ale w 2022 r. podniesiono limit odliczenia kosztów wynagrodzeń ze 100 do 200 procent. Czy Twoim zdaniem to sprawia, że przedsiębiorcy powinni zainteresować się tą ulgą, szukając oszczędności podatkowych w związku z obciążeniami wprowadzonymi przez Polski Ład?
Piotr Karwat: Ulga ta, jak słusznie zauważyłaś, Małgosiu, istnieje w obecnym kształcie już od kilku lat, konkretnie od 2016 r. Od początku jej funkcjonowania trwa proces jej uatrakcyjniania, polegający na zwiększaniu limitu kosztów kwalifikowanych, nie tylko tych stanowiących wynagrodzenia.
Początkowo można było uwzględnić w ramach ulgi jedynie 30% kosztów pracowniczych w ścisłym tego słowa znaczeniu (wydatki na wynagrodzenia dla zleceniobiorców nie stanowiły kosztów kwalifikowanych). Pozostałe koszty uwzględniane były na poziomie 20% dla mikro-, małych i średnich przedsiębiorców (MŚP) i 10% dla pozostałych. Z czasem podwyższano te limity, różnicując je jednocześnie w stosunku do poszczególnych kategorii kosztów, faworyzując jednocześnie MŚP oraz wprowadzając szczególnie uprzywilejowaną kategorię podatników określanych jako „centrum badawczo-rozwojowe”.
Jeśli chodzi o „zwykłych” przedsiębiorców, najnowsza zmiana w tym zakresie polega – tak jak powiedziałaś – na zwiększeniu limitu odliczenia wydatków kwalifikowanych stanowiących „koszty pracownicze” (w tym również odnoszące się do zleceniobiorców i wykonawców umowy o dzieło) ze 100% do 200%. Na pozostałe koszty kwalifikowane nadal obowiązuje limit 100%.
Odpowiadając konkretnie na Twoje pytanie: każde uatrakcyjnienie ulgi wpływa na wzmożone zainteresowania się nią podatników. Polski Ład, słusznie powszechnie kojarzący się ze zwiększonymi obciążeniami daninowymi (nie tylko podatkowymi), wyraźnie „oszczędził” działalność badawczo-rozwojową, nie tylko zresztą poprzez zwiększenie wspomnianego limitu kosztów kwalifikowanych; przy innych okazjach będziemy jeszcze rozmawiać o innych instrumentach wspierających B+R. Na pewno wzbudzi on większe zainteresowanie przedsiębiorców, taki jest zresztą cel zmiany: zachęcenie podatników do podjęcia działalności badawczo-rozwojowej.
MGL: Jeśli ustawodawca „zachęca” do podjęcia działalności badawczo-rozwojowej, to oznacza, że promuje rozpoczęcie konkretnych działań, niekoniecznie ich skutek? Rozumiem, że dla możliwości skorzystania z ulgi B+R nie ma wobec tego znaczenia, czy prace nad nowymi rozwiązaniami lub ulepszeniami zakończyły się sukcesem i zostały wdrożone w przedsiębiorstwie, czy jednak – po wykonaniu badań, prac i testów – zrezygnowano z ich wdrożenia.
Ważne, aby dane działania były twórcze i podejmowane w sposób systematyczny. Celem przedsiębiorcy powinno być zwiększanie zasobów wiedzy oraz wykorzystanie zasobów wiedzy do tworzenia nowych zastosowań. Mogą to być:
Te pojęcia brzmią trochę niejasno ????
PK: Badania podstawowe i aplikacyjne oraz prace rozwojowe, w rozumieniu Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, to właśnie istota działalności badawczo-rozwojowej będącej przedmiotem ulgi. Gdy spojrzymy na przytoczone przez Ciebie tzw. definicje legalne, czyli takie, którymi musi kierować się także urząd skarbowy, gdy będzie weryfikował prawidłowość korzystania z ulgi, widzimy, że nie wynika z nich warunek osiągnięcia konkretnego efektu, w tym wdrożenia. Liczy się cel. W badaniach podstawowych wręcz wykluczone jest oczekiwanie ich wdrożeń: ze swej istoty nie nadają się one do bezpośrednich zastosowań komercyjnych. Badania aplikacyjne służą wprawdzie bardziej „konkretnym” zastosowaniom, ale też nie polegają na wdrażaniu czegokolwiek: kończą się na „zdobyciu nowej wiedzy oraz umiejętności”. Dopiero prace rozwojowe mogą, choć nie muszą, prowadzić do „tworzenia zmienionych, ulepszonych lub nowych produktów, procesów lub usług”.
Przede wszystkim jednak żadne z powyższych działań nie musi zakończyć się „sukcesem”: badania podstawowe lub aplikacyjne wcale nie muszą doprowadzić do zdobycia nowej wiedzy lub umiejętności, a prace rozwojowe – do powstania konkretnych planów produkcji lub zaprojektowania konkretnych produktów, procesów czy usług. Podkreślmy jeszcze raz: liczy się cel a nie efekt tej działalności. Taki jest zresztą sens wszelkich ulg B+R. Chodzi o to, aby system podatkowy oferował przedsiębiorcom premię za podjęcie ryzyka działań, których efekt jest trudny do przewidzenia i których ogromna część – jak wskazuje doświadczenie – nie przynosi żadnych „konkretnych” efektów, ale które jednocześnie muszą być podejmowane, jeżeli chcemy liczyć na rozwój cywilizacyjny.
MGL: Powiedzmy zatem, co można zaliczyć do wydatków poniesionych na prace B+R. Z naszej praktyki kancelaryjnej najbardziej intersujące są koszty uzyskania i utrzymania praw wyłącznych w postaci patentu, prawa ochronnego na wzór użytkowy, prawa z rejestracji wzoru przemysłowego. Zwykle nasi klienci koszty te ponoszą na:
Te koszty mogą być znaczące i możliwość zaliczenia ich do wydatków jest bardzo atrakcyjna. Niemniej nie każdy przedsiębiorca po przeprowadzeniu prac B+R decyduje się na zainicjowanie odpowiedniej procedury w urzędzie patentowym.
PK: Tak, poza kosztami uzyskania i utrzymania praw wyłącznych, odliczeniu podlegają:
oraz
MGL: Zatem,
PK: Powinien podjąć działalność badawczo-rozwojową i… to właściwie wszystko. Pomińmy podatników posiadających status centrów badawczo-rozwojowych, bo oni – dla skorzystania z odrębnych przywilejów ulgi B+R – muszą najpierw mieć nadany status takiego centrum. Pozostali, „zwykli” podatnicy, nie uzyskują żadnego formalnego, urzędowo potwierdzonego statusu, który „uprawniałby” ich do prowadzenia działalności badawczo-rozwojowej. Przepisy podatkowe nie przewidują obowiązku dokonania jakichkolwiek zgłoszeń, rejestracji czy innych tego typu czynności w związku z rozpoczęciem lub prowadzeniem działalności badawczo-rozwojowej.
Dla skorzystania z ulgi podatnik powinien posiadać dowody na poniesienie kosztów kwalifikowanych, ale to jest oczywiste dla każdego przedsiębiorcy, który przecież ma taki sam obowiązek wobec wszelkich wydatków, które chce potraktować jako koszty uzyskania przychodów. Jedynie w przypadku prowadzenia badań podstawowych przepisy przewidują dodatkowy warunek skorzystania z ulgi B+R: badania takie muszą być prowadzone na podstawie umowy lub porozumienia z jednym z podmiotów tworzących system szkolnictwa wyższego i nauki, z wyjątkiem Polskiej Akademii Nauk. Mogą to być uczelnie, instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze i inne podmioty wymienione w art. 7 Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce.
Podkreślmy przy tej okazji, że koszt kwalifikowany, będący podstawą korzystania z ulgi B+R, musi być kosztem uzyskania przychodu również według ogólnej definicji kosztu, a więc musi być poniesiony w celu uzyskania przychodu, ewentualnie zachowania lub zabezpieczenia źródła przychodu.
Rozumienie kosztu oraz kosztu kwalifikowanego jest spójne w tym sensie, że w obydwu przypadkach liczy się cel poniesienia kosztu, a nie jego ostateczny efekt. Mówiliśmy już o celach ponoszenia kosztów kwalifikowanych. W przypadku „zwykłych” kosztów uzyskania przychodu celem ma być uzyskanie przychodu, co nie oznacza, że nieuzyskanie przychodu eliminuje wydatek spośród kosztów uzyskania przychodu (np. utrata towarów handlowych w wyniku pożaru nie oznacza, że wydatki na ich nabycie nie będą kosztami uzyskania przychodu).
W przypadku działalności badawczo-rozwojowej, w której, jak wspominaliśmy, nader często będzie się zdarzać brak „konkretnych” efektów takiej działalności, należy zwracać szczególną uwagę na związanie kosztów kwalifikowanych z celem ogólnym działalności gospodarczej, jakim jest osiąganie przychodów. W tym kontekście, o ile raczej nie będzie budzić zastrzeżeń zaangażowanie się przedsiębiorcy np. z branży meblarskiej w badania aplikacyjne dotyczące nowej formuły produkcji laminatów, o tyle ten sam przedsiębiorca angażujący się w prace rozwojowe nakierowane na uzyskanie nowego paliwa do pojazdów kosmicznych może mieć problem z zakwalifikowaniem wydatków na te prace do kosztów uzyskania przychodów, a w konsekwencji – do ulgi B+R, choćby ponad wszelką wątpliwość stanowiły one prace rozwojowe. W podanym przykładzie przedsiębiorca być może przyczyniłby się do rozwoju cywilizacji, ale nie do rozwoju własnego biznesu – z tego powodu organy podatkowe mogłyby mieć zastrzeżenia do prawidłowości rozliczenia ulgi B+R.
MGL: Czyli rozwój dotychczasowej działalności, badanie nowych obszarów w celu rozszerzenia dotychczasowej działalności, ale nie kompletnie inna działalność.
Na co tutaj trzeba zwrócić uwagę, aby skorzystanie z ulgi nie zostało zakwestionowane przez urząd skarbowy?
PK: Ustawa stawia w tym zakresie tylko jeden formalny wymóg. W ramach prowadzonej przez przedsiębiorcę ewidencji na „ogólne” potrzeby podatku dochodowego, tj. w księgach rachunkowych lub w podatkowej księdze przychodów i rozchodów, podatnik powinien wyodrębnić koszty działalności B+R. Kwota tych wyodrębnionych kosztów będzie następnie odrębnie wykazana w rocznym zeznaniu podatkowym, a właściwie w specjalnie do tego przeznaczonym załączniku do zeznania – jest to warunek skorzystania z ulgi. Wyodrębnienie spośród całości kosztów uzyskania przychodów jest konieczne, ponieważ koszty kwalifikowane są odliczane podwójnie: raz jako zwykłe koszty uzyskania przychodu (razem z innymi kosztami) i drugi raz w ramach ulgi.
MGL: Często jednymi z głównych kosztów ponoszonych przez przedsiębiorców na działalność B+R są wynagrodzenia pracowników. Natomiast nie zawsze cały czas pracy pracownika w danym miesiącu jest przeznaczony na działalność B+R. Jak powinno wyglądać ewidencjonowanie czasu pracy dla celów zastosowania ulgi B+R?
PK: Przedsiębiorców mających doświadczenie w kontrolach podatkowych czy czynnościach sprawdzających prowadzonych przez organy podatkowe nie zdziwi zapewne taka odpowiedź: nie obowiązują w tym zakresie ścisłe reguły; ewidencja czasu pracy powinna wyglądać tak, aby nie budziła wątpliwości co do rzetelności. Tak mniej więcej brzmiałoby uzasadnienie decyzji organu podatkowego kwestionującej prawo do skorzystania z ulgi B+R. Postaram się jednak skonkretyzować odpowiedź tak, aby jednak miała ona praktyczny walor dla czytelników.
Stosunkowo prosto wyglądałaby ewidencja pracy pracowników wynagradzanych za rzeczywisty czas pracy („na akord”): sprowadzałaby się do opisu czynności związanych z B+R i wykazania liczby przepracowanych w tym zakresie godzin. Kosztem kwalifikowanym byłby iloczyn liczby godzin i stawki godzinowej takiego pracownika. Ten model wynagrodzenia należy jednak obecnie do rzadkości. Częściej mamy do czynienia ze stałym wynagrodzeniem za z góry określoną liczbę godzin pracy w danym okresie rozliczeniowym (tygodniu, miesiącu). W takim przypadku, oprócz wspomnianego już opisu czynności związanych z B+R i przypisanej im liczby godzin pracy w okresie rozliczeniowym należałoby zaewidencjonować pozostałe rzeczywiście przepracowane godziny w tym samym okresie rozliczeniowym. Tych pozostałych godzin nie trzeba już dokładnie opisywać poza wskazaniem, że nie są one związane z B+R. Następnie obliczamy stosunek godzin B+R do godzin ogółem i mnożymy ten ułamek przez kwotę wynagrodzenia za dany okres rozliczeniowy. Otrzymany wynik będzie stanowił koszt kwalifikowany.
Proponowana przeze mnie metoda rozwiązuje problem kwalifikowania wynagrodzenia za czas nieobecności w pracy w danym okresie rozliczeniowym, np. z powodu urlopu. Nie widzę powodu, aby wynagrodzenie za urlop pracownika częściowo zaangażowanego do prac B+R eliminować w całości z kosztów kwalifikowanych. Jeżeli będziemy liczyć proporcje w oparciu o godziny faktycznie przepracowane w związku z B+R oraz poza B+R, problem wynagrodzenia za urlop „rozwiąże się sam”: będzie ono kosztem kwalifikowanym w takiej samej proporcji jak wynagrodzenie za faktycznie przepracowane godziny.
MGL:
Na jakie faktyczne korzyści finansowe może liczyć przedsiębiorca korzystając z ulgi B+R?
PK: Chodzi o to, że – jak już wspominałem – koszy kwalifikowane muszą być kosztami uzyskania przychodów; bez tego nie ma mowy o zaliczaniu ich do kosztów kwalifikowanych i, w konsekwencji, skorzystaniu z ulgi B+R. A skoro tak, to znaczy, że koszty kwalifikowane już raz obniżyły zobowiązanie podatkowe, w ramach „zwykłego” obliczania dochodu jako różnicy między przychodem a kosztem uzyskania przychodu. Ulga B+R polega na ponownym obniżeniu podstawy opodatkowania o ten sam koszt, który już wcześniej ją obniżył. Przedsiębiorca, który osiągnął przychód 1 000 i poniósł koszt uzyskania 500, w tym koszty kwalifikowane na wynagrodzenia 100 oraz pozostałe koszty kwalifikowane 50, rozliczy się następująco (na etapie rozliczenia rocznego): wykaże dochód równy 1 000 – 500 = 500. Zakładając, że płaci CIT wg stawki 19%, od tego dochodu zapłaciłby 95. Dodatkowo może jednak obniżyć dochód o koszty kwalifikowane, tj. 200% kosztów pracowniczych oraz 100% pozostałych kosztów. Oznacza to, że ulga B+R obniży mu podstawę opodatkowania o 200%×100 + 100%×50=250. Do opodatkowania pozostanie 500 – 250 = 250. Podatek od takiej podstawy wyniesie 47,5.
Jest to bardzo uproszczony przykład, nie uwzgledniający np. sytuacji, w której kwota odliczenia okazuje się wyższa niż osiągnięty dochód, albo gdy podatnik osiąga stratę. Ulga w takich sytuacjach potrafi być jeszcze „łaskawsza” dla podatnika: może on liczyć na „gotówkowy” zwrot z urzędu skarbowego.
MGL:
PK: Oczywiście, pod warunkiem, że nie będą chcieli stosować ulgi do kosztów kwalifikowanych uwzględnianych w kalkulacji dochodu korzystającego ze zwolnienia z tytułu działalności w takiej strefie. Działa tu znana nam reguła: koszty kwalifikowane uwzględniane w uldze B+R muszą być kosztami uzyskania przychodu opodatkowanego, a nie zwolnionego od podatku.
MGL: Podsumujmy zatem wady i zalety skorzystania z tego narzędzia wspierania innowacyjności.
PK: Podstawowa zaleta to oczywiście tak lubiana przez wszystkich podatników optymalizacja podatkowa, ale w jednoznacznie pozytywnym znaczeniu: obniżenie albo nawet wyeliminowanie obciążenia podatkiem dochodowym, afirmowane przez państwo.
Jako wadę powołuje się „niejednoznaczność” przepisów, zwłaszcza sposobu rozumienia działalności badawczo-rozwojowej i jej poszczególnych przejawów. Ja jednak nie traktuje tego jako wady. Wszelkie próby „uściślenia” działalności badawczo-rozwojowej eliminowałyby z grona potencjalnych beneficjentów ulgi jakąś grupę podatników. „Niejednoznaczność” definicji oznacza przecież nie tylko to, że organ podatkowy może mieć zastrzeżenia do prawidłowości skorzystania z ulgi, ale – w konsekwencji – że zastrzeżenia te nie tak łatwo „przekuć” w decyzję podatkową kwestionującą prawo do ulgi w sposób na tyle przekonujący, że „utrzyma się” ona w sądzie administracyjnym.
Pamiętajmy o funkcjonującej od paru lat zasadzie in dubio pro tributario: „niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się na korzyść podatnika” (art. 2a Ordynacji podatkowej)
MGL: Czy w kontekście standardowej weryfikacji podatników korzystających z ulgi B+R warto z zastosowaniem tej ulgi poczekać do ustalenia praktyki urzędów skarbowych? Jak zminimalizować ryzyko (oczywiście poza dobrze przygotowaną umową w zakresie B+R)?
PK: Nie ma na co czekać, ponieważ nie wiadomo, jak długo jeszcze utrzyma się obecny pozytywny trend modyfikacji ulgi B+R. Wszystkim innowacyjnym przedsiębiorcom rekomendowałbym konsultacje podatkowe z jednej strony, a z drugiej – zasięgnięcie porady prawnika specjalizującego się w prawach własności intelektualnej. Najbardziej „konserwatywnym” podatnikom zespół takich doradców pomoże przygotować wniosek o interpretacje indywidualną, która zabezpieczy przed ewentualnym kwestionowaniem prawa do ulgi w przyszłości.
MGL: Dziękuję za rozmowę. Nasze kancelarie działają przy sąsiednich ulicach, więc już teraz możemy umówić się na kolejną rozmowę przy filiżance czekolady ???? o nowych ulgach wspierających innowacyjnych przedsiębiorców.
.
Dzisiaj na blogu LGL gościmy Grzegorza Gwardysa, Lead Data Scientist w Spółce Promity. Spotkaliśmy się, aby porozmawiać o tym, co LGL kocha najbardziej, a w czym specjalizuje się Promity, czyli o innowacjach i własności intelektualnej. Dokładniej zaś, dzisiejsza rozmowa rozpoczyna cykl wspólnych rozważań LGL i Promity na temat sztucznej inteligencji.
Dorota Pielak – LGL: Grzegorzu, jako Lead Data Scientist w Spółce Promity na co dzień wspierasz projekty wykorzystujące Sztuczną Inteligencję (Artificial Intelligence – AI). Porozmawiajmy o tym, czym dla Ciebie, jako inżyniera, jest AI? Z tym określeniem spotykamy się obecnie prawie na każdym kroku; czy faktycznie sztuczna inteligencja jest wszechobecna?
Grzegorz Gwardys – Promity: Niestety, sam termin „Sztuczna Inteligencja” nasuwa wiele problemów i pułapek. O ile definiowanie Sztucznej Inteligencji jako zbioru różnych dziedzin wiedzy (np. takich jak logika rozmyta, obliczenia ewolucyjne, sieci neuronowe, czy robotyka) jest poprawne na pewnym poziomie ogólności, to nie wystarcza, aby zrozumieć istotę zagadnienia. Jako inżynierowie i informatycy mamy problem z precyzyjnym określeniem, w którym miejscu zaczyna się rozumiana dosłownie Sztuczna Inteligencja.
Obecnie triumfy święcą usługi i urządzenia oparte na AI, które np. pozwalają robić lepsze zdjęcia, rozpoznawać mowę czy dokonywać personalizacji oferty w oparciu o cechy lub zachowania klienta. Warto jednak przywołać pojęcie Efektu Sztucznej Inteligencji (tzw. “AI Effect”), sformułowane przez Pamelę McCorduck, autorkę kilku książek poświęconych tej tematyce. Według niej, jeśli określony problem jest rozwiązany, to nie jest już częścią zagadnień z zakresu AI. Podążając za rozumowaniem McCorduck, należałoby więc stwierdzić, że zwycięstwo komputera w szachach nad Garym Kasparovem w 1997 roku odniosła nie tyle Sztuczna Inteligencja, ile po prostu program wyszukujący najlepsze rozwiązanie.
Warto też wspomnieć, że zdaniem pionierów tej dyscypliny z lat 60-tych XX wieku, Sztuczna Inteligencja jako zbiór technik miała już pod koniec zeszłego wieku imitować ludzką inteligencję, jednak w prognozowanym czasie jedynie wspomniane zwycięstwo szachowe okazało się spełnioną przepowiednią.
Powiedziałbym więc, że
Imitacja ludzkiej inteligencji ogranicza się tu do działania w zakresie wcześniej zdefiniowanym przez człowieka. Na tzw. Silną Sztuczną Inteligencję (ang. General AI), przewyższającą możliwości ludzkiego umysłu, musimy jeszcze poczekać.
LGL: Dziękuję, to bardzo ciekawe. Wiem, że Promity specjalizuje się projektach wykorzystujących techniki Deep Learning do analizy obrazu. Czy mógłbyś przybliżyć,
Promity: Zacznijmy od tego, że to, co dla nas jest oczywiste, czyli zdolność identyfikacji i kojarzenia przedmiotów, słów czy bytów, dla maszyn siłą rzeczy oczywiste nie jest. Maszynę trzeba nauczyć ich rozpoznawania i tym zajmuje się uczenie maszynowe (Machine Learning – ML). Stosowane obecnie w systemach rozpoznających obrazy techniki uczenia maszynowego wykorzystują tzw. dane oetykietowane. Celem tego procesu jest nauczenie komputera tworzenia modeli statystycznych „odgadujących”, jakie obiekty są widoczne na zdjęciu. Danymi, na których pracuje Sztuczna Inteligencja są więc zdjęcia, a zawarte w dodatkowym pliku tekstowym etykiety, to informacje o obiektach przedstawianych na fotografiach.
Przed erą Deep Learning, zastosowanie uczenia maszynowego w rozpoznawaniu obrazów polegało na łączeniu technik przetwarzania obrazu z algorytmami uczenia maszynowego. Za pomocą technik przetwarzania obrazu dokonywano ekstrakcji jego rozmaitych cech, takich jak np. tekstura i kolor. Następnie, algorytmy uczenia maszynowego, na podstawie zadanych im cech obrazu miały za zadanie zaklasyfikować, co znajduje się na zdjęciach.
Ten paradygmat został zburzony w 2012 r., który można uznać za rok przełomu w myśleniu o uczeniu maszynowym. Wtedy bowiem zastosowano po raz pierwszy tzw. sieci neuronowe. W konkursie ImageNet Large Scale Visual Recognition Challenge 2012 (ILSVRC2012) zespół z Toronto zastosował wydajną implementację sieci neuronowej, działającej na kartach graficznych. Pozwoliło to na zajęcie pierwszych miejsc w dwóch z trzech konkursowych zadań, ale dodatkowo na znaczne zdystansowanie konkurentów pod względem precyzji wyników w zakresie klasyfikacji obrazu, co należy uznać za istotne nowatorstwo techniczne. Rok 2012 był rokiem przejścia w uczeniu maszynowym na stosowanie sieci neuronowych nie tylko w wizji komputerowej, ale również w przetwarzaniu języka naturalnego czy audio.
Kluczowa różnica w stosunku do poprzedniego paradygmatu uczenia maszynowego polega więc na tym, że wcześniej to specjaliści musieli głowić się nad możliwie najlepszymi cechami obrazu, aplikowanymi następnie maszynie. Metoda Deep Learning przenosi ten ciężar na samą maszynę, a ściślej na sieci neuronowe, które same muszą takowe cechy wyznaczyć, ucząc się poprzez analizę niezliczonej ilości danych w warstwach neuronów. Jak pokazują wyniki, sieci neuronowe są w tym lepsze od ludzi! Jednak, podobnie jak w poprzednim paradygmacie, Deep Learning także wymaga oetykietowanych danych. A sieci neuronowe co do zasady wymagają tych danych jeszcze więcej.
To zaś rodzi wyzwania zarówno natury procesowej, jak i kosztowej czy operacyjnej, ponieważ nagromadzenie właściwej ilości przydatnych danych to tylko część zadania. Kluczowe jest następnie zapewnienie ich należytej jakości. Jeśli posiadamy przykładowo 10 milionów plików z rozszerzeniem jpg i nie wiemy, co na tych zdjęciach się znajduje (ponieważ brakuje im etykiet), to najpierw trzeba przeprowadzić żmudny proces przygotowania danych (m.in. poprzez adnotację zdjęć), aby można je było zastosować do uczenia sieci neuronowych.
LGL: Rozumiem. O danych jako niezbędnym elemencie sztucznej inteligencji porozmawiamy szerzej już wkrótce, w kolejnej części naszego cyklu, ponieważ jest to sam w sobie obszerny i wielowątkowy temat.
LGL: Czy widzisz jeszcze inne wyzwania, jakie napotyka branża technologiczna zajmująca się Sztuczną Inteligencją?
Promity: Powiedziałbym, że są to wyzwania natury biznesowej. Apetyt klientów na tego typu rozwiązania jest olbrzymi; jednocześnie dość często oczekiwania bywają wygórowane, a nawet mało realistyczne, jeśli weźmie się pod uwagę aktualne możliwości techniczne rozwiązań AI. Przykładowo: obecne rozwiązania klasyfikacji obrazu dobrze działają dla tysiąca różnych typów obiektów. Natomiast biznes oczekuje często np. 10 tysięcy klas i 100-procentowej poprawności działania.
Z drugiej strony, to nawet dobrze, ponieważ te oczekiwania wymuszają ścisłą współpracę pomiędzy środowiskiem naukowym, a przemysłem. Musimy jednak pamiętać, że AI (a raczej, jak będą się upierał, Machine Learning i Deep Learning) nie zawsze będzie najszybszym rozwiązaniem problemu biznesowego lub operacyjnego opartego na danych. Póki co, żyjemy w erze Słabej Sztucznej Inteligencji, której zakres działania jest zawężony. Dlatego konieczne jest wzajemne zrozumienie, z jednej strony potrzeb biznesowych przez inżynierów AI, a z drugiej strony, obecnych możliwości AI przez zarządzających jednostką biznesową.
LGL: Podobnie jest w branży usług prawnych. Prawnik musi rozumieć potrzeby biznesowe swojego Klienta i dobrze poruszać się w jego branży, z kolei Klient korzystający z pomocy prawnej musi zdawać sobie sprawę z tego, na czym polega rola doradcy i prawnika. Ten wątek nasuwa mi kolejne pytanie: odchodząc od warstwy technologicznej tematu, czy w ramach prowadzonych przez Promity projektów z obszaru Deep Learning pojawiają się zagadnienia, które chcielibyście omówić z prawnikami?
Promity: Dziękuję za to pytanie. Owszem, ja osobiście zastanawiam się nad tym, czy istnieją rozwiązania prawne pozwalające chronić rozwiązania AI jako własność intelektualną firmy.
Pytam o to, ponieważ projekty z zakresu Machine Learning i Deep Learning, potrafią być bardzo czasochłonne oraz wymagają zaangażowania wysokiej klasy specjalistów, nie tylko z zakresu AI, o których obecnie trudno jest na rynku, ale także tzw. ekspertów domenowych.
Szczególnie wyraźnie widać to przy naszym projekcie CalfCam (projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Inteligentny Rozwój 2014-2020), w którym zajmujemy się stworzeniem urządzenia służącego poprawie dobrostanu bydła poprzez automatyczną analizę zachowań zwierząt. Urządzenie będzie konglomeratem zarówno dedykowanych sieci neuronowych działających na wydajnych układach wbudowanych (tzw. edge), jak i rozmaitych sensorów, których działanie udoskonali rozpoznanie obiektu i jego cech lub zachowania. Uważamy, że będzie to unikalny system detekcji “pozy krowy” na skalę co mniej ogólnopolską.
Zastanawiam się, czy i w jaki sposób można zapewnić ochronę takiego projektu przed kopiowaniem, a przez to zachować przewagę konkurencyjną. Dodam, że dzięki pracy naszych inżynierów projekt ten co do zasady powstaje od zera w Promity.
Promity: Czy w ogóle możliwe jest określenie naszego “systemu rozpoznawania pozy krowy” mianem wynalazku i zapewnienie mu ochrony prawnej? Czy warto starać się o taką ochronę?
LGL: O tym, czy opisany przez Ciebie system może być wynalazkiem, nie powinniśmy rozmawiać na łamach bloga. Zaraz wytłumaczę, dlaczego.
Zacznijmy jednak od tego, że co do zasady rozwiązania informatyczne mogą podlegać ochronie prawnej i potencjalnie wchodzą tu w grę różne systemy ochrony. Aby wyjaśnić, na czym dokładnie może ona polegać, konieczne jest zidentyfikowanie i zrozumienie rozwiązania technologicznego stojącego za AI.
Pomimo wspomnianej przez Ciebie niedoskonałości pojęcia sztucznej inteligencji na gruncie techniki, z prawnego punktu widzenia od niedawna możemy w zasadzie uznać, że system sztucznej inteligencji doczekał się definicji, która jest zawarta w przedstawionym w 2021 roku przez Komisję Europejską projekcie Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej w sprawie Sztucznej Inteligencji, o czym pisaliśmy na blogu tutaj.
System sztucznej inteligencji z prawnego punktu widzenia jest przede wszystkim programem komputerowym, oczywiście szczególnym, bo posiadającym określone cechy, które zresztą zdefiniowane są we wspomnianym projekcie Rozporządzenia.
W każdym razie, punktem wyjścia jest oprogramowanie. Oczywiście, Tobie nie muszę tłumaczyć, czym ono jest. Wyjaśnijmy to jednak naszym czytelnikom w celu lepszego zrozumienia istoty AI na gruncie prawnym.
Program komputerowy to ciąg instrukcji dla komputera, napisany przez człowieka – programistę, w określonym języku programowania. Taka instrukcja jest kodem źródłowym. Jest to w pewnym sensie tekst instruujący komputer, co i jak ma robić. Aby program działał, kod źródłowy przekładany jest na kod wynikowy napisany w wewnętrznym języku komputera.
Tak rozumiany program komputerowy może być do zasady utworem chronionym prawem autorskim. Oznacza to, że twórca programu, czyli programista, posiada prawa autorskie do napisanego kodu, w tym wyłączne prawa majątkowe do korzystania i rozporządzania utworem na określonych polach eksploatacji. Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku utworów pracowniczych; zgodnie z art. 74 ust. 3 prawa autorskiego, prawa majątkowe do programu komputerowego stworzonego przez pracownika w wyniku wykonywania obowiązków ze stosunku pracy przysługują pracodawcy, o ile umowa nie stanowi inaczej. Ochrona prawno-autorska powstaje z mocy prawa, przez fakt stworzenia utworu, nie wymaga rejestracji itp. Jeśli programistów było wielu, przysługuje im współautorstwo programu. Co istotne z punktu widzenia producenta rozwiązania AI, lub podmiotu komercjalizującego system, to, że musi on zadbać o skuteczne nabycie uprawnień od wszystkich twórców, aby móc korzystać i rozporządzać utworem.
Objęcie rozwiązania programistycznego ochroną prawnoautorską ma podwójne znaczenie. Po pierwsze, wyłączność praw majątkowych daję ochronę przed naruszeniami, zwłaszcza przed kopiowaniem kodu przez osoby trzecie. Po drugie, podmiot autorsko uprawniony może osiągać przychody z licencji, czyli udzielanych innym podmiotom zezwoleń na korzystanie z programu.
Jeśli zaś chodzi o ochronę patentową, o której wspomniałeś, to w odróżnieniu od praw autorskich nie jest ona automatyczna. Przyznaje ją określony urząd patentowy (np. Urząd Patentowy RP czy Europejski Urząd Patentowy – European Patent Office EPO) po dokonaniu weryfikacji zgłoszenia, wydając w tym zakresie decyzję administracyjną. Należy też podkreślić, że patent co do zasady nie jest łatwy do uzyskania.
Patent może być przyznany na wynalazek. Wynalazkiem jest rozwiązanie techniczne, które jest nowe, posiada poziom wynalazczy i nadaje się do przemysłowego zastosowania. To, że wynalazek musi być nowy, oznacza, że nie może być znany dotąd technice. Pod uwagę bierze się wszystko, co było podane na dany temat do powszechnej wiadomości. To bardzo ważne, ponieważ oznacza, że jeśli nasze rozwiązanie ujawnimy światu, np. na targach branżowych, albo chwaląc się nim na stronie internetowej, stracimy szansę na uzyskanie patentu !! Potencjalny wynalazek należy więc koniecznie zachować w ścisłej poufności przed dokonaniem zgłoszenia o udzielenie patentu i dlatego właśnie nie możemy rozmawiać o szczegółach Waszego produktu 🙂
Warunek poziomu wynalazczego wynalazku to ciekawa cecha. Inaczej nazywa się ją przesłanką nieoczywistości. Rozwiązanie nie może w sposób oczywisty wynikać dla znawcy ze stanu techniki. Znawcą jest tutaj specjalista w danej dziedzinie, ale będzie to raczej praktyk dysponujący przeciętną, ogólnie dostępną wiedzą z danej dziedziny. Nieoczywistość można określić jako zaskoczenie dla osoby biegłej, rozwiązanie problemu dotąd nierozwikłanego przez technikę czy zaspokojenie nowej potrzeby społecznej, lub poprawę efektywności.
Wreszcie, wynalazek musi nadawać się do przemysłowego zastosowania, czyli być możliwy do wdrożenia, sprawny technicznie i realizować konkretny, praktyczny cel. Ten warunek wydaje się względnie łatwy do spełnienia, jeśli weźmiemy pod uwagę, do jakich celów aktualnie wykorzystuje się systemy określane mianem AI.
Przy czym, same programy komputerowe nie są uznawane za wynalazki. Dopuszczalne jest natomiast opatentowanie wynalazku wspomaganego programem komputerowym.
Promity: A co w praktyce daje posiadanie patentu?
LGL: Podobnie, jak w przypadku praw autorskich, daje wyłączność komercyjnego korzystania z rozwiązania, a w konsekwencji również możliwość jego komercjalizacji poprzez system licencji. Patent to w praktyce monopol na korzystanie z danego wynalazku.
Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie prawa własności przemysłowej są prawami terytorialnymi. Oznacza to, że monopol, który jest nadawany przez odpowiedni urząd patentowy dotyczy wyłącznie obszaru, na którym zgłaszający chce uzyskać ochronę. Mając patent na wynalazek udzielony przez Urząd Patentowy RP nie możesz zakazać korzystania z danego rozwiązania innego podmiotowi np. terenie Francji czy Niemiec.
Dodatkowo, ochrona patentowa jest ograniczona w czasie. Trwa przez 20 lat i nie można przedłużyć tego okresu; po jego upływie patent wygasa. Dla porównania, ochronę znaku towarowego można cyklicznie przedłużać praktycznie w nieskończoność.
Promity: Hmm, dlaczego zatem w przypadku patentu jest inaczej?
LGL: Chodzi o to, aby nie dochodziło do tworzenia trwałego monopolu na eksploatację użytecznego rozwiązania technicznego na rzecz tylko jednego uczestnika rynku. Mowa tu o rozwiązaniu naukowym, a z nauki ma prawo korzystać każdy. Ustawodawca więc zdecydował, że po okresie sprawiedliwej wyłączności na zysk na rzecz tego, kto wniósł wysiłek twórczy lub inwestycyjny w powstanie wynalazku, rozwiązanie musi wejść do domeny publicznej, aby potencjalnie przynosiło korzyści całemu społeczeństwu.
Można powiedzieć, że system patentowy jest pewną umową społeczną. W zamian za wyłączność zarobkowego korzystania z rozwiązania przez pewien czas, wnioskujący o patent zobowiązany jest ujawnić to rozwiązanie. Odmowa ujawnienia wynalazku skutkuje nieudzieleniem ochrony. Jednak korzyść, jaką uzyskuje zgłaszający w postaci monopolu na wynalazek, stanowi zachętę do ujawniania przez niego być może kolejnych rozwiązań technicznych. To zaś przyczynia się do ogólnego rozwoju techniki i postępu technologicznego. W ten sposób istnienie patentów jest realnym narzędziem wspierającym naukę. Gdyby nie patenty, wszyscy innowatorzy musieliby ukrywać swoje nowe rozwiązania, aby nikt ich nie skopiował, zaś każda próba podzielenia się z nimi ze światem, np. przez wprowadzanie na rynek produktów wytworzonych według wynalazków, prawdopodobnie kończyłoby się skorzystaniem z tych rozwiązań przez konkurencję.
Promity: Rozumiem. Ale czy to oznacza, że po 20 latach, wszyscy mogą kopiować innowacyjne rozwiązanie danej firmy?
LGL: Niekoniecznie, a w zasadzie: to zależy… Wspomniane wcześniej majątkowe prawa autorskie trwają co do zasady przez 70 lat od śmierci twórcy.
Ochrona na podstawie prawa autorskiego i ochrona z patentu (o ile uda się go uzyskać), są od siebie niezależne i nie zastępują się, ale biegną równolegle. Po wygaśnięciu patentu, element wynalazku w postaci utworu komputerowego będzie nadal chroniony majątkowym prawem autorskim. Trzeba przy tym pamiętać, że ochrona patentowa i ochrona autorska nie będą się pokrywać, jeśli chodzi o przedmiot ochrony.
Prawem autorskim chroniony jest wyłącznie program komputerowy, czyli kod, w jakim został on napisany. Można to porównać do ochrony utworów literackich, ponieważ kod źródłowy w istocie jest tekstem. To oznacza, że w czasie trwania praw autorskich nikt co do zasady nie może wdrożyć identycznego kodu. Jednak sam program komputerowy nie może być z kolei chroniony patentem. Dopiero zastosowanie programu jako elementu szerszego rozwiązania technicznego, o ile przez dodanie utworu komputerowego uzyskano nowy lub ulepszony efekt techniczny, będzie mogło być opatentowane. Trzeba pamiętać, że prawo autorskie chroni indywidualną formę utworu, a nie określony sposób działania, metodę czy rozwiązanie problemu technicznego. Te ostatnie formy pracy intelektualnej można chronić poprzez patent na wynalazek lub ochronę wzoru użytkowego, bądź przez ochronę poufnego know-how firmy.
Zatem, utworem w rozwiązaniu AI jest kod programu, zaś ewentualnym wynalazkiem może być urządzenie lub układ wspomagane tym programem, jeżeli spełnia przesłanki uzyskania patentu.
Można by, dla porządku, wspomnieć jeszcze o wzorze przemysłowym, który chroniłby fizyczną postać interfejsu urządzenia (jego aspekt wizualny), o ile postać ta byłaby nowa i miałaby indywidualny charakter.
O innych sposobach „ochrony pomysłu” pisaliśmy w jednym z poprzednich wpisów natomiast o ochronie know-how jako tajemnicy przedsiębiorstwa tutaj.
Jako prawnicy na co dzień zajmujący się własnością intelektualną, kibicujemy Klientom sięgającym po nowe technologie. Wiemy, że obecne rozwiązania prawne dają szerokie możliwości, z jednej strony ochrony wytworów intelektualnych, a z drugiej są fantastycznym narzędziem do ich komercjalizacji, np. w drodze licencji. Ważne, aby wystarczająco szybko prawnicy mogli podpowiedzieć optymalne rozwiązania. Zdarza się bowiem, że przez zbyt późne zgłoszenie rozwiązania do urzędu patentowego czy wspomniane ujawnienie jego istoty np. przez publikację, zgłaszający traci szanse na przyznanie prawa wyłącznego.
Z naszego punktu widzenia, szczególnie chyba frustrująca jest swoista beztroska przedsiębiorców w udostępnianiu poufnych danych bez odpowiedniego zabezpieczenia, np. bez zawarcia dobrze skonstruowanej umowy o zachowaniu poufności. Ważne jest też podpisanie odpowiednich umów z pracownikami i współpracownikami w zakresie pozyskiwania praw IP do wykonywanych przez nich prac. Źle skonstruowana umowa może nie tylko zniweczyć uzyskanie przez firmę praw do efektów pracy współpracownika, ale także stwarza realne ryzyko „wycieku” wiedzy do konkurencji. Warto więc zaopatrzyć się w dobrą umowę pozwalającą na nabycie praw, zanim powstanie dane dobro intelektualne. Pozwoli to uniknąć sporów o IP lub co najmniej zminimalizować szanse ich powstania. A gdy firma posiada już patenty czy inne prawa wyłączne IP, to powinna wraz z prawnikami zastanowić się nad optymalną strategią ich ochrony. Nasza pomoc będzie skuteczniejsza, jeśli dokonamy przeglądu zasobów intelektualnych posiadanych przez Klienta – tak, jak wykonuje się okresowe badania lekarskie czy przeglądy samochodów. Dzięki nim można zapobiegać problemom lub zdecydowanie łatwiej rozwiązywać je, zanim urosną do rozmiaru poważnych sporów prawnych.
Promity: Oczywiście, dziękuję. Widzę, że temat jest złożony. Z pewnością będziemy musieli zastanowić się nad właściwą strategią ochrony rezultatów naszych projektów . Cieszy mnie w każdym razie, że są ku temu odpowiednie narzędzia.
Więcej informacji dotyczących praw własności intelektualnej, o których warto wiedzieć znajdziesz na naszym blogu.
Czym jest Metaverse i czemu jest o nim ostatnio tak głośno? Przestrzeń bez ograniczeń, tzw. „Internet 3.0”, którego zadaniem jest całkowite usunięcie barier pomiędzy światem rzeczywistym, a wirtualnym. Tym właśnie w założeniu jest Metaverse – rzekoma technologiczna przyszłość nas wszystkich, która szczególnie w ostatnim czasie stała się obiektem wszechstronnego zainteresowania.
Nazwa omawianego zagadnienia pochodzi z powieści N. Stephensona pt. „Snow Crash” z 1992 r., w której ludzie dokonywali między sobą interakcji za pośrednictwem swoich awatarów. Zjawisko to pod inną nazwą można też zaobserwować w powieści E. Cline’a i w filmie w reżyserii S. Spielberga – „Ready Player One”.[1] Najogólniej można scharakteryzować projekt Metaverse za M. Ryszkiewiczem jako „przestrzeń gier i aplikacji opartych na interfejsie 3D”[2]. Niektórzy upatrują w tym terminie jednego wspólnego, wirtualnego i inkluzywnego miejsca, większość jednak – wielu trójwymiarowych, wirtualnychświatów połączonych ze sobą w cyfrowej przestrzeni, stwarzającej pole do cyfrowej interakcji między użytkownikami z całego świata[3]. W drugiej koncepcji ogólny niepokój budzi jednak ewentualne „przywłaszczenie” idei przez jednego z rynkowych gigantów. Kształt przyszłego, „rzeczywistego” Metaverse nie został jeszcze dopracowany. Ciężko jest zatem w chwili obecnej mówić o jednym „meta” świecie, gdyż giganci technologiczni mający swój udział w rozwoju tego projektu proponują wiele własnych koncepcji tego, jak powinien on wyglądać.
Obecnie wiele światów Metaverse posiada całkiem sporo aspektów przeniesionych z realnego życia. Ten rodzaj wirtualnych światów stwarza wiele nieznanych dotąd możliwości dotyczących m.in. zakupów, grania w gry, spotkań biznesowych czy towarzyskich. Jednocześnie, oznacza to inwestowanie w te światy realnych pieniędzy, które następnie wymieniane są na wirtualną walutę w cyfrowym świecie, chociaż niektórzy nie wykluczają w przyszłości operowania jedynie tą drugą, zarabiania jej, a następnie wydawania – bez wymieniania na rzeczywiste pieniądze.
Chociaż możliwości wykorzystania Internetu 3.0 jest wiele, warto wymienić kilka najważniejszych jego potencjalnych zastosowań:
Marki z branży odzieżowej, ale także producenci żywności, czy firmy z sektora mediów, wraz z rozwojem Metaverse przeżywają cyfrowe odrodzenie. Reklamy swoich produktów w wirtualnej rzeczywistości zamieścili już m.in. Gucci, Vans, Stella McCartney, Burberry, Coca-Cola, Netflix czy Warner Bros[4]. Firma Nike rejestruje kolejne znaki towarowe dla produktów wirtualnych[5]. Firmy widzą możliwość ogromnej inwestycji i promocji swojej działalności, jeśli ludzie będą chcieli udoskonalać swoje wirtualne awatary w przyszłości. Dodatkowo, w założeniu możliwość zakupu towarów wirtualnych w Metaverse ma pomóc konsumentowi podjąć decyzję dotyczącą nabycia ich materialnego odpowiednika. Jeśli bowiem w wirtualnym świecie sterowalibyśmy swoją cyfrową kopią, wyglądającą 1:1 tak, jak my, możliwe byłoby skorzystania z usługi sklepów detalicznych i przetestowanie ubrania przed jego nabyciem go w rzeczywistości. Tak samo, istniałaby możliwość sprawdzenia innych towarów wirtualnych przed ich zakupem w rzeczywistym świecie, np., moglibyśmy się przekonać, jak wyglądałyby wystroje wnętrz zanim zdecydowalibyśmy się na renowację domu.. Takie rozwiązanie ma na celu ułatwić zakupy i pomóc konsumentowi w podjęciu przemyślanej decyzji [6]. Bardziej racjonalne zakupy w teorii mogłyby również korzystnie wpłynąć na środowisko, gdyż ludzie zamawialiby mniej, decydując się jedynie na przetestowane już produkty.
Z nadzieją na projekt wirtualnego świata spoglądają pracownicy międzynarodowych korporacji. Możliwość zorganizowania firmowego posiedzenia z innym oddziałem nie przez kamerki, a dzięki narzędziom służącym do korzystania z rozszerzonej rzeczywistości, bez konieczności przemieszczania się do innego biura, byłaby niesamowitym udogodnieniem. Podobnie kwestia ta wygląda w przypadku wszelkiego rodzaju szkoleń, konferencji, wystaw czy innych wydarzeń. Wykorzystanie narzędzi sztucznej inteligencji oferowanych przez Metaverse mogłoby usprawnić pracę na wielu płaszczyznach.[7]
W 2021 r. transakcje na rynku „nieruchomości” w Metaverse przekroczyły 500 mln dolarów[8] i wartość ta wciąż rośnie. Skąd wynika tak wielkie zainteresowanie wirtualnymi parcelami? Otóż, kupowanie powierzchni usługowych w przestrzeni wirtualnej rzeczywistości w teorii nie różni się wiele od ich zakupu w rzeczywistości, dlatego też wiele firm widzi długofalowe korzyści w inwestowaniu w ”nieruchomości” bliżej „centrum”, by móc wydajniej reklamować swoje produkty[9]. Oczywiście, taka inwestycja obarczona jest sporym ryzykiem, zwłaszcza, że należy do bardzo kosztownych. Parcela w wirtualnej rzeczywistości może być niekiedy droższa, niż w prawdziwym świecie. Wartość nieruchomości w realu nie jest stabilna, czego nie można powiedzieć o wartości tej drugiej[10].
Przeżywanie wydarzeń historycznych „na żywo”, znalezienie się w rakiecie kosmicznej czy spotkanie z bohaterami szkolnych lektur – kto nie myślał jako dziecko o przynajmniej jednej z tych rzeczy? Wydaje się, że wirtualna edukacja 3D przy wykorzystaniu Metaverse może stać się czymś więcej, niż jedynie kreatywnym snem dzieciństwa[11].
Rzecz jasna nie można zapominać o jednym z pierwotnych celów, które przyświecały twórcom Metaverse – obalenie technicznych barier i pomoc w interakcjach społecznych ludziom, którzy w rzeczywistości są fizycznie daleko od siebie. Należy jednak zaznaczyć, że wiele osób wyraża także zaniepokojenie tym tematem i wskazuje na potencjalne zagrożenia Metaverse, ostrzegając że zatracenie się w wirtualnej rzeczywistości może doprowadzić do jeszcze większej alienacji społecznej, niż obecnie[12]. Niemniej, nie zmienia to faktu, że wydarzenia społeczne rozgrywające się w świecie wirtualnym mogą być rewolucyjne. Koncert ulubionego idola w pierwszym rzędzie dla każdego? Gra w koszykówkę ze znajomym z drugiego końca świata? Proszę bardzo! Do tej pory koncerty w wirtualnej rzeczywistości odbyli tacy artyści jak np. Justin Bieber[13] czy Ariana Grande[14].
Rozwijający się Metaverse nie pozostaje bez wpływu także na polską rzeczywistość. Pokazują to np. NFT kupowane przez sławne osoby, takie jak Magda Gessler czy Krzysztof Gonciarz, ale też fakt wkraczania polskich firm na międzynarodowe rynki technologiczne, których cyfryzacja w postaci Metaverse może okazać się jedynie kwestią czasu.
Jaka jednak będzie w tym wszystkim rola prawnika?
To, że nowa cyfrowa przestrzeń będzie wymagała prawnej interwencji, nie ulega wątpliwości. Nie będzie to dotyczyło kwestii podatkowych czy karnych (których potrzebę notabene wykazała sytuacja napastowania seksualnego w Horizon Worlds – aplikacji w Metaverse stworzonym przez Meta <daw. Facebooka> – opisana przez Ninę Jane Patel, testerkę projektu, a zarazem ofiarę napaści[15]). Metaverse daje bowiem niezliczone możliwości dla prawników zajmujących się prawem własności intelektualnej w skali zarówno lokalnej, jak i globalnej.
Nie sposób wymienić wszystkie obszary, w których pomocna okaże się wiedza z zakresu ochrony praw własności intelektualnej, można jednak wymienić najważniejsze z nich:
Kompletne i staranne nadzorowanie naruszeń praw własności intelektualnej już w obecnym Internecie jest bardzo trudne. A jeszcze trudniejsze będzie w miejscu, które w chwili obecnej nie ma jeszcze całościowych regulacji prawnych, i gdzie skala naruszeń praw własności intelektualnej początkowo – należy założyć – będzie ogromna.Można przypuszczać, że wielu licencjodawców przedmiotów prawa autorskiego do tej pory nie uwzględniło takiej możliwości wykorzystania przedmiotów ich praw własności intelektualnej. Przez to umowy licencyjne mogą okazać się nieadekwatne do nowej rzeczywistości, stwarzając pole do manewru dla licencjobiorców chcącychinterpretować postanowienia umowne na swoją korzyść[16].
Według art. 120 ustawy z dnia 30 czerwca 2000 r. Prawo własności przemysłowej (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 324, dalej – pwp):
„Znakiem towarowym może być każde oznaczenie umożliwiające odróżnienie towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego przedsiębiorstwa oraz możliwe do przedstawienia w rejestrze znaków towarowych w sposób pozwalający na ustalenie jednoznacznego i dokładnego przedmiotu udzielonej ochrony.”
Ustęp 2 tego samego artykułu dookreśla, że: „Znakiem towarowym (…) może być w szczególności wyraz, włącznie z nazwiskiem, rysunek, litera, cyfra, kolor, forma przestrzenna, w tym kształt towaru lub opakowania, a także dźwięk”. W praktyce znakiem towarowym może być to, co nadaje się do przedstawienia w rejestrze i niekoniecznie musi nadawać się do przedstawienia graficznego. W praktyce unijnej znane są bardziej skrajne przypadki rejestrowania znaków towarowych w postaci np. zapachu (np. EUTM: 000428870 – zapach świeżo skoszonej trawy dla piłeczek tenisowych).
W kontekście Metaverse ciekawym zabiegiem jest przykładowo działanie producenta gier komputerowych – firmy Epic Games (znanej m.in. z takich tytułów, jak „Fortnite”, „Rocket League” czy „Fall Guys”), która pod koniec zeszłego roku zgłosiła do USPTO[17] „Epic Games Megaverse” jako znak towarowy dla całości ich wizji Metaverse, wraz z projektami obejmującymi wykorzystanie AI oraz VR.[18]
To tylko jeden z przykładów cyfrowej rewolucji, która będzie dotyczyć znaków towarowych. Znaki towarowe będą pełniły w wirtualnej rzeczywistości tę samą rolę, co w świecie realnym – będą służyły jako oznaczenie towarów i usług pochodzących od konkretnego producenta. Jednakże zmienią się same towary i usługi, co może wymagać modyfikacji struktury obecnie stosowanej klasyfikacji nicejskiej. System klasyfikacji towarów i usług dla zgłoszeń znaków towarowych służy lepszemu zdefiniowaniu towarów i usług chronionych danym oznaczeniem. Wydaje się jednak, że obecne 45 klas w przyszłości może nie odpowiadać nowo powstałym produktom i usługom, stąd koniecznie może być stworzenie nowych podziałów. Najczęściej, wirtualne znaki towarowe są zgłaszane obecnie w klasie 9, 38 i 41. Jednak zgłaszanie bardzo wielu różnorodnych znaków towarowych, w szczególności w klasie produktowej jaką jest klasa 9, może doprowadzić do powstania swoistego bałaganu w obrębie tej klasy.[19] A, jak wiadomo, prawny bałagan jeszcze nikomu się nie przysłużył.
Może też okazać się, że uprawniony ze znaku może nie chcieć wykorzystania jego znaków towarowych we wszystkich obszarach Metaverse, np. w tych, w których ukazana jest przemoc. Stąd konieczna może stać się nie tylko rewolucja w klasyfikacji nicejskiej, ale możliwe, że również opracowanie odpowiednich ram dotyczących zawierania umów między firmą uprawnioną do znaków towarowych, a dostawcą danego Metaverse[20].
Rejestracja znaków towarowych używanych w Metaverse będzie ważna nie tylko dla przedsiębiorstw z branży gamingowej. Przykładowo, w sektorze modowym, pod względem dokonanych rejestracji znaków towarowych dla Metaverse przoduje obecnie firma Nike, która od końca zeszłego roku dokonuje coraz więcej zgłoszeń o rejestrację wirtualnych znaków towarowych swoich towarów[21]. Konkurent Nike – Adidas również wykazuje się dużym zainteresowaniem działalnością w Metaverse. Mimo różnych strategii, które obrały obie te firmy, postrzegają one Metaverse jako znaczącą inwestycję w przyszłość [22].
Od lat tocząca się w doktrynie prawa autorskiego dyskusja dotyczy możliwości (lub jej braku) przypisania autorstwa utworu sztucznej inteligencji, a szerzej – przyznania jej podmiotowości prawnej[23]. Kwestia ta jest sporna w ustawodawstwach wielu państw. Przykładowo, w Stanach Zjednoczonych Sąd Okręgowy Stanów Zjednoczonych dla Wschodniego Okręgu Wirginii wydał orzeczenie, w którym uznał, że sztuczna inteligencja nie może zostać określona mianem wynalazcy. Jednocześnie, amerykańskie prawo autorskie nie przesądza, by autorem (podmiotem prawa autorskiego) móc nazwać tylko człowieka. Do tej pory szala zdecydowanie przechyla się w stronę poglądu przyznającegoautorstwo jedynie człowiekowi. Jednak kto wie, czy nie zostanie to zmienione za sprawą opartego na działaniu sztucznej inteligencji Metaverse? Jeżeli bowiem wytwory, które znajdą się wewnątrz wirtualnego świata uznane zostaną za wytwory stworzone przez sztuczną inteligencję, trudne będzie jednoznaczne zastosowanie wobec nich wielu przepisów dotyczących ochrony praw własności intelektualnej, przede wszystkim tych opartych na zasadzie, zgodnie z którą autorstwo wynalazku czy też utworu przypisywane jest wyłącznie człowiekowi[24].
Jeśli prawnicy zajmujący się RODO do tej pory uważali, że mają dużo pracy, mamy dla nich wiadomość – wraz z rozwojem Metaverse będzie jej jeszcze więcej! Jest to jednak dobra informacja dla osób chcących zajmować się ochroną danych i aspektami prywatności w cyfrowym świecie. Na pewno duże wyzwanie będzie stanowić rozstrzygnięcie kwestii potencjalnej odpowiedzialności związanej z naruszeniem ochrony danych osobowych w Internecie 3.0, a także określenie jej ram, czy osób legitymowanych biernie w przypadku naruszeń praw. Co stanie się w sytuacji braku możności zlokalizowania naruszyciela, co czasem ma miejsce w przypadku naruszenia dóbr osobistych w Internecie? Czy odpowiedzialność poniesie firma sprawująca pieczę nad własnym Metaverse? Czy będzie ona strażnikiem interesów użytkowników? Może stworzy własne ramy prawne odnoszące się do warunków korzystania ze społeczności, a może zostanie to oddane w ręce regulacji na poziomie międzynarodowym? Jak ukształtują się mechanizmy dochodzenia praw? Czy kompensacja szkody będzie miała miejsce jedynie w ramach wirtualnych światów, czy też zostanie odzwierciedlona w świecie rzeczywistym?[25] Pytań jest wiele, ale wydaje się, że odpowiedź na nie, w tym ustalenie ram potencjalnej odpowiedzialności związanej z naruszeniem prywatności przyjdzie dopiero wraz z solidniejszym ukształtowaniem się gotowego produktu, jakim będzie Metaverse. Należy jednak zaznaczyć, że podstawowe zasady korzystania z danego produktu są dostępne wraz z jego szerszym udostępnianiem publiczności, jak to jest chociażby w przypadku wymienionego wcześniej Horizon Worlds od Meta[26].
Chociaż możliwość „gry w grze”, tzn. grania w gry znajdujące się w wirtualnej rzeczywistości wydaje się na razie nieco abstrakcyjna, jest jak najbardziej możliwa. Rola prawnika w branży gier video w przypadku Metaverse wykracza jednak poza typowe czynności kojarzone z tym zawodem w świecie rzeczywistym. Na pewno duża uwaga będzie musiała zostać poświęcona umowom z dostawcą Metaverse i określonych w niej kwestiom licencyjnym, zwłaszcza dotyczących prawa autorskiego. Przykładowo, odpowiedniego zastrzeżenia będzie wymagać sytuacja, w której producent gry w Metaverse stworzy przedmiot, który ma się znaleźć w grze, ale jednocześnie będzie chciał zachować możliwość użycia tego przedmiotu w ewentualnych przyszłych zastosowaniach. Stąd istotną kwestią będzie określenie zakresu praw przysługujących zarówno dostawcy, jak i producentowi gry. Tym bardziej, że w ramach współpracy niezbędne może okazać się połączenie zastrzeżonego adresu IP producenta z adresem IP danej marki, co potencjalnie może budzić wiele nieścisłości dotyczących możliwości wykorzystania przez obie strony elementów wprowadzonych do Metaverse przez producenta. Przejrzysta umowa licencyjna z dostawcą platformy Metaverse powinna oczywiście, tak jak w realnym świecie, określać takie elementy, jak: terminy, okres wykorzystania, terytorium, opłaty i przede wszystkim: zakres licencji[27].
Aby sprostać wszystkim tym wyzwaniom, w przyszłości może rozwinąć się także rola audytu praw własności intelektualnej w zakresie korzystania z Metaverse. Rolą audytu jest sprawdzanie, skontrolowanie i raportowanie wszelkich możliwych uchybień, jakich dopuszcza się firma, a także ocena ryzyka, które wiąże się z kontynuowaniem dopuszczania się uchybień. A zdaje się, że takich, przynajmniej na początku stabilnego funkcjonowania Metaverse, nie zabraknie.
Wkraczanie w świat Metaverse jest na ten moment wycieczką w nieznane, niczym podróż rakietą wzdłuż rozszerzającego się kosmosu. JJest też zupełnie nową przygodą dla przedstawicieli wielu branż. Stworzenie ram prawnych służących bezpiecznemu funkcjonowaniu Metaverse będzie sporym wyzwaniem stojącym nie tylko przed prawnikami, ale również przed twórcami, inwestorami oraz samymi korporacjami[28].
Amazon, Facebook, Google też zaczynały w garażu czy akademiku … jednak z czasem konieczne było zasilenie finansowe. Wówczas ktoś podejmował ryzyko inwestycji dostrzegając potencjał biznesu Jeffa Bezosa, Marka Zuckerberga, Larrego Page. Tak to działa. Jeśli start-up został utworzony w formie spółki kapitałowej, ma pewne struktury i organizację, opiera się na pomyśle, który ma szanse powodzenia, może liczyć na to, że zainteresuje się nim inwestor. Być może venture capital. Ta forma inwestycji, polegająca na wykupieniu akcji bądź udziałów startującego biznesu przez inwestora, nazywana jest kapitałem wysokiego ryzyka, ponieważ inwestor nie ma pewności czy środki zwrócą mu się, czy zarobi na przedsięwzięciu. Finansowa dźwignia może umożliwić dobry start i doprowadzić do przekształcenia nowatorskich, a przez to ryzykownych pomysłów, w rentowany biznes ale … aby to ryzyko zminimalizować, inwestor mówi „sprawdzam”.
Celem venture captial jest odsprzedaż udziałów czy akcji z zyskiem po 2 czy 5 latach. Do tego czasu, start-up nie spłaca zainwestowanego kapitału (tak jak w przypadku pożyczki czy kredytu) a przeznacza go na rozwój. W start-upie ciekawy pomysł, know-how inkubującego do postaci utworu bądź innego dobra intelektualnego, przyjmują postać nowych, innowacyjnych produktów lub usług czy technologii, które zwykle są lub mogą być chronione prawami własności intelektualnej (intellectual property – IP). Poprawność i zakres nabycia tych praw są podstawą zaistnienia start-up-u. Są niezbędne do tego, aby stat-up mógł zyskać przewagę nad konkurencją a w dalszej perspektywie aby zapewnić zysk inwestorowi i założycielom.
Dlatego, właściwe zidentyfikowanie i zabezpieczenie praw IP jest kluczowe zarówno dla zainteresowania inwestorów potencjalnym produktem czy usługą start-up- u jak i dla oceny zdolności start-up- u do przetrwania i rozwoju. Dobra intelektualne są pozyskiwane od założycieli start-up- u jak i od osób trzecich: poprzez nabycie tych praw (rozporządzenie) jak i uzyskania możliwości korzystania z tych dóbr, czyli licencji (zobowiązanie). To jest przedmiotem badania inwestora.
Zwykle proces pozyskania venture capital trwa ok 6 miesięcy i obywa się według podobnego schematu.
Po przedstawieniu inwestorowi swojego pitch decku, czyli krótkiej prezentacji dotyczącej Twojego biznesu i jego pozytywnej weryfikacji inwestor najczęściej zaproponuje spotkanie, na którym będzie chciał bliżej poznać założenia biznesu, ale także i Ciebie. Już na tym etapie mogą pojawić się propozycję wstępnych warunków współpracy, które sporządzane są w formie krótkiej umowy nazywanej „term sheet”.
Na tym etapie inwestor ustala kto jest pomysłodawcą i czy prawa do dobra intelektualnego zostały w całości i skutecznie przeniesione na start-up.
Term sheet to rodzaj porozumienia pomiędzy star-upem a inwestorem określający kluczowe warunki umowy inwestycyjnej. Term sheet skupia się na ustaleniu najważniejszych celi i charakteru współpracy. Najczęściej spotykane elementy term sheetu to, poza określeniem stron porozumienia (z jednej strony inwestora a z drugiej start-upu oraz jego założycieli):
Po podpisaniu przez strony term sheetu obowiązkowy etap pozyskiwania inwestora to due diligence. Jest to badanie kondycji start-upu, na które składa się audyt finansowy, audyt prawny oraz audyt technologiczny.
Due diligence przeprowadzane jest w celu określenia istniejących i potencjalnych ryzyk związanych z transakcją ale także w celu analizy jakie dobra niematerialne wchodzą w skład przedsiębiorstwa oraz oceny ich wartości.
Najczęściej konkurencyjność start-up- u zależy od prawidłowego zabezpieczenia poufności informacji przekazywanych osobom trzecim. Stąd inwestor w pierwszej kolejności poprosi o przedstawienie umów o zachowaniu poufności, tzw. non disclosure agreement – NDA. Brak tych umów lub źle zawarte umowy zniechęcają inwestora do zaryzykowania w niechroniony biznes.
W dalszej kolejności przedmiotem badania jest dokładne ustalenie kto jest pomysłodawcą i w ajki sposób pomysł ten został ujawniony, utrwalony i jak start-up stał się wyłącznym uprawnionym.
Jeśli start-up jest firmą technologiczną to z pewnością przedmiotem badania będzie hardware (konsole, urządzenia, sprzęt komputerowy) lub software (programy komputerowe, różne wersje aplikacji mobilnych) – jedne i drugie wymagają nabywania praw własności przemysłowej i praw autorskich oraz zabezpieczenia poufności tych rozwiązań.
Gdy start-up oferuje IoT (Internet of things czyli przedmioty pośrednio albo bezpośrednio gromadzące, przetwarzające lub wymieniające dane za pośrednictwem instalacji nowej generacji KNX lub sieci typu Internet), różnego rodzaju platformy wykorzystujące smart matching i AI (artificial intelligence – sztuczną inteligencję), bądź świadczy usługi internetowe czy działające w social mediach – to kluczowe jest ustalenie jakie prawa własności intelektualnej muszą być prawidłowo pozyskane i zabezpieczone. Śmiało można przyjąć, że taka działalność opiera się w zasadniczej części o prawa autorskie: utworów w postaci programów (tu kluczowe dla późniejszej eksploatacji jest ustalenie m.in. jakie oprogramowanie open source będzie wykorzystywane i na jakich warunkach) i kreacji oraz pozyskiwanie i wykorzystywanie danych (najczęściej dużych zbiorów danych). W przypadku tych ostatnich audyt weryfikuje sposób zabezpieczenia przechowywania danych (zarówno pod kątem cyberbezpieczeństwa, poprzez bezpieczne przetwarzanie danych osobowych po zapewnienie bezpiecznego skalowania chmury) oraz zweryfikowanie zasad pozyskiwania i wykorzystywanych danych.
Start-up – jak każda firma, powinien mieć zabezpieczone prawa do identyfikacji wizualnej produktów i samej spółki. Oczywistością jest konieczność pozyskiwanie praw do logo, strony internetowej i reszty materiałów promocyjno-biurowych.
Więcej o audycie IP znajdziesz tutaj.
Gdy ustalenia due dilligence przekonają inwestora do zainwestowania środków, zawierana jest umowa inwestycyjna. Jest to umowa regulująca zasady współpracy pomiędzy przyszłymi wspólnikami spółki. Podstawowe elementy umowy inwestycyjnej obejmują określenie:
Najczęściej załączniki stanowią: biznes plan, raport z przeprowadzonego badania due diligence, projekt uchwały o kolejnych podwyższeniach kapitału zakładowego.
PFR Ventures i Inovo Venture Partners we współpracy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, Bankiem Gospodarstwa Krajowego oraz dealroom.co przygotowały raport podsumowujący transakcje venture capital na polskim rynku w 2021 r.[1] Pomimo trwającej pandemii suma inwestycji w 2021 r. wzrosła o kwotę 1,5 mld złotych. Z raportu wynika, że rośnie udział środków prywatnych względem środków publiczno – prywatnych. Zgodnie z danymi z raportu 69% wartości wszystkich transakcji z 2021 r. stanowiły środki prywatne. Natomiast według liczby transakcji cały czas wiodącą rolę ogrywa kapitał publiczno – prywatny z rezultatem ponad 73% wszystkich transakcji.
W zakresie udziału środków funduszy międzynarodowych i polskich wyższą wartość transakcji (58%) stanowiły fundusze międzynarodowe natomiast ponad 86% transakcji wg liczby transakcji stanowiły transakcje z udziałem funduszy krajowych.
Najwięcej transakcji dotyczyło start-upów z branży zdrowia (ponad 14%), finansów i IT (obie ponad 6%) pomimo, iż wszystkie trzy wskazane branże odnotowały spadek względem 2020 r. Natomiast znaczący wzrost względem 2020 r. odnotowała branża handlu i sprzedaży detalicznej (z ok. 1% do prawie 6% w 2021 r.).
Fundusze w prawie połowie przypadków inwestują w start-upy oparte na modelu biznesowym subskrypcji / Saas. Znaczący wzrost odnotowały także przedsiębiorstwa działające w modelu prowizyjnym tworzące tzw. markeplace. Spadek o ok. 15% zaliczyły podmioty z branży usługowej i oparte na współpracy projektowej.
Osiągniecie tych wyników jest możliwe wyłącznie tam, gdzie inwestor zminimalizował ryzyko inwestycji. Oczywiście, istotne w zakresie pozyskiwania funduszy venture capital, są odpowiednie umowy i zabezpieczenie prawne transakcji. Obie strony, zarówno venture capital jak i founderzy start-upu, ponoszą wysokie ryzyko przy transakcji, wejścia we współpracę. Jednak nie ma wątpliwości, że właśnie własność intelektualna dobrze pozyskana i zabezpieczona, decyduje w dużej mierze o sukcesie start-up-u, o jego potencjale i o konkurencyjności na rynku. I o tym, czy start-up dobrze wystartuje zasilony środkami venture capital.
Gdy rozważasz wykonanie audytu własności intelektualnej, aby poznać wartość przedsięwzięcia, zajrzyj tu do naszej oferty. Proponowane przez nas warianty audytu IP możemy dostosować do każdego etapu i wielkości inwestycji. Zapraszamy.
Jeżeli jesteś producentem żywności w postaci owoców i warzyw albo zajmujesz się produkcją nasion i rośliny dokonując zgłoszenia znaku towarowego powinieneś pamiętać o konieczności weryfikacji nazw odmian roślin, które mogą uniemożliwić Ci rejestrację znaku towarowego. Ta sama zasada dotyczy hodowców roślin, którzy zamierzają rozpocząć procedurę rejestracji nowej odmiany rośliny. Przed dokonaniem zgłoszenia odmiany w celu uzyskania prawa wyłącznego konieczne jest zweryfikowanie czy proponowana nazwa odmiany nie będzie kolidować z prawem ochronnym na znak towarowy.
Odmiana to zbiorowość roślin w obrębie botanicznej jednostki systematycznej najniższego znanego stopnia, która niezależnie od tego, czy w pełni odpowiada warunkom przyznania wyłącznego prawa:
Ochrona odmian roślin możliwa jest przez uzyskanie prawa wyłącznego, czyli prawa, które jest skuteczne wobec każdej osoby (łac. erga omnes – wobec wszystkich), zapewniając uprawnionemu monopol prawny na korzystanie z odmiany. W podobny sposób chronione są inne dobra intelektualne: wynalazki, wzory użytkowe czy przemysłowe a także znaki towarowe, oznaczenia geograficzne, topografii układu scalonego bądź utworu. Odmiana może być chroniona
Uzyskiwanie ochrony odmiany reguluje ustawa z dnia 26 czerwca 2003 r. o ochronie prawnej odmian roślin (t.j. Dz. U. z 2021 r. poz. 213) (uopor) oraz Rozporządzenie Rady (WE) nr 2100/94 z dnia 27 lipca 1994 r. w sprawie wspólnotowego systemu ochrony odmian roślin (Dz. U. UE. L. z 1994 r. Nr 227, str. 1 z późn. zm.) (rozporządzenie 2100/94).
Zgodnie z art. 4 uopor oraz odpowiednio art. 6 rozporządzenia 2100/94 prawo wyłączne przyznaje się, jeżeli odmiana jest: odrębna, wyrównana, trwała oraz nowa, a jej nazwa odpowiada wymaganiom wskazanym w uopor albo rozporządzeniu 2100/94. Wyłączne prawo dotyczy odmian wszystkich rodzajów i gatunków roślin.
Tak jak w przypadku praw regulowanych ustawą prawo własności przemysłowej, wyłączne prawo do odmiany rośliny powstaje w wyniku wydania aktu administracyjnego. Prawo wyłączne do odmiany przyznaje dyrektor Centralnego Ośrodka Badania Odmian Roślin Uprawnych. Dodatkowo prawo to jest dziedziczne oraz zbywalne w drodze umowy zawartej w formie pisemnej (ale bez rygoru nieważności, czyli inaczej niż w przypadku umów zbycia praw własności przemysłowej czy autorskich praw majątkowych).
Zgodnie z art. 9 uopor nazwa odmiany nie może:
W zbliżony sposób, przeszkody w zakresie wyboru nazwy odmiany regulowane są w art. 63 rozporządzenia 2100/94.
Jeżeli odmiana jest chroniona wyłącznym prawem pod określoną nazwą w innym państwie stowarzyszonym, to w Rzeczypospolitej Polskiej może być chroniona tylko pod tą samą nazwą.
Nazwa odmiany podlega ochronie od dnia przyznania wyłącznego prawa, a w przypadku skreślenia jej z księgi ochrony wyłącznego prawa – dopóki materiał siewny znajduje się w obrocie.
Obowiązek stosowania nazwy odmiany dotyczy każdego, kto jej materiał siewny lub materiał ze zbioru ocenia, oferuje do sprzedaży, zbywa, udostępnia, reklamuje lub udziela informacji dotyczących odmiany.
Regulacje dotycząca nazwy odmiany dotyczy zarówno odmiany niechronionej, czyli takiej na którą nie zostało przyznane prawo wyłączne jak i odmianę chronioną, czyli odmianę, do której hodowca posiada prawo do ochrony i zarobkowego korzystania.
Wskazane regulacje krajowe i wspólnotowe dotyczące przeszkód w postaci rejestracji odmiany naruszającej prawa osób trzecich do znaków towarowych znajdują swoje odzwierciedlenie w przepisach ustawy z dnia 30 czerwca 2000 r. Prawo własności przemysłowej (t.j. Dz. U. z 2021 r. poz. 324) (pwp).
Art. 1291 ust. 1 pkt 13 pwp wskazuje na bezwzględną przeszkodę w rejestracji znaku towarowego, który stanowi lub odtwarza w swoich zasadniczych elementach nazwę odmiany roślin zarejestrowaną z wcześniejszym pierwszeństwem w Rzeczypospolitej Polskiej lub na podstawie przepisów prawa Unii Europejskiej albo wiążącej Rzeczpospolitą Polską umowy międzynarodowej, przewidujących ochronę praw do odmiany roślin, i odnosi się do odmian roślin tego samego gatunku lub gatunków ściśle spokrewnionych.
Powyższe oznacza zakaz rejestracji oznaczeń zawierających nazwy odmian roślin. Zakaz ten wynika z obowiązku wyrażonego w art. 9 ust. 4 uopur zgodnie z którym obowiązek stosowania nazwy odmiany dotyczy każdego, kto jej materiał siewny lub materiał ze zbioru ocenia, oferuje do sprzedaży, zbywa, udostępnia, reklamuje lub udziela informacji dotyczących odmiany. Oznacza to, że obowiązek nie dotyczy wyłącznie uprawnionego z prawa wyłącznego do odmiany dodatkowo trwa on także po wygaśnięciu prawa wyłącznego do odmiany. Ochrona nazwy odmiany trwa od dnia przyznania wyłącznego prawa, a jedynie w razie skreślenia jej z księgi ochrony wyłącznego prawa – dopóki materiał siewny znajduje się w obrocie[1].
Dodatkowo Rozporządzenie wykonawcze Komisji (UE) 2021/384 z dnia 3 marca 2021 r. w sprawie właściwości nazw odmian gatunków roślin rolniczych i warzyw oraz uchylające rozporządzenie (WE) nr 637/2009 (rozporządzenie wykonawcze) ustanawia specjalne kryteria rozstrzygania przeszkód przy określaniu nazewnictwa odmian, w tym m.in. kolizji między (wcześniejszymi) znakami towarowymi a (późniejszymi) nazwami odmian roślin.
Art. 3 rozporządzenia wykonawczego wskazuje na przeszkodę w postaci wcześniej zarejestrowanych znaków towarowych, które:
Natomiast podmiot zgłaszający odmianę może uzyskać pisemną zgodę do używania danej nazwy odmiany od uprawnionego do wcześniejszego znaku towarowego. Przy czym taka zgoda nie może wprowadza w błąd konsumentów co do prawdziwego pochodzenia produktu.
Dodatkowo art. 7 rozporządzenia wykonawczego stanowi, że przeszkoda związana z nadaniem nazwy odmiany występuje w przypadku, gdy nazwa odmiany może wprowadzać w błąd lub powodować niejasności co do właściwości, wartości lub tożsamości odmiany lub tożsamości hodowcy lub jakiejkolwiek innej strony postępowania. Uznaje się, że nazwa odmiany może wprowadzać w błąd lub powodować niejasności, jeżeli jest podobna do powszechnie znanej nazwy handlowej innej niż zarejestrowany znak towarowy. Wobec tego przy ustalania nazwy odmiany należy także dokonać badania oznaczeń powszechnie znanych, na które nie musiało zostać udzielone prawo ochronne i zweryfikować podobieństwo nazwy odmiany do tych odznaczeń.
Jeżeli potrzebujesz pomocy przy sporządzeniu wniosku o rejestrację odmiany rośliny albo weryfikacji czy Twoja nazwa odmiany spełnia wszystkie warunki określone w ustawie lub rozporządzeniu i nie zachodzą żadne przeszkody dotyczące jej rejestracji skontaktuj się z nami. Być może chcesz skorzystać z gotowej usługi badania i rejestracji znaku towarowego? Zapraszamy.